The story is different now
the records are playing in the living room
Powinnam kończyć felieton, zamiast tego patrzę jak Manon
próbuje tańczyć. Ostatnio, gdy kładliśmy się spać Guillaume powiedział, że ona
nie przypomina Antonina czy Élodie, tylko mnie. Coś w tym jest, skoro to ja
spędzam z nią najwięcej czasu, właściwie to ja ją wychowuje. Staram się być jak
najlepszą matką. Nie jestem w stanie dać jej tego wszystko, co mogą dać
prawdziwi rodzice, ale próbuję. Anto też się nią zajmuje. Znajduje czas
pomiędzy jednym treningiem a drugim i wieczorami. Najpierw chciał robić i za
matkę, i za ojca, ale nie dawał rady. Nie potrafiłam go zostawić, w końcu
jestem jej matką chrzestną, prawda?
I'll move to the country,
and live inside the deepest, darkest woods
and I'll write you a letter and
tell you all of the things
I should say to your face
Trudno było nam udawać. Nam, to
znaczy mi, Anto i Guillaumowi. Rouzier był zawiedziony, ja zraniona a Guillaume
nie umiał się w tym odnaleźć. Na początku dużo płakałam. Płakałam przy
Antoninie, gdy wychodziłam z jego mieszkania, płakałam przy Guillaumie, gdy
wracałam do niego. Antonin chciał wszystko naprawić, ale nie było czego
naprawiać. Nie można naprawiać czegoś, co tak naprawdę nie istniało. Guillaume
krzyczał, że nie powinnam się na to godzić, że jestem za dobra. Potem krzyk
zastąpiło milczenie, głuche przyzwolenie na to, co dzieje się między naszą
trójką. Powoli i ja przestałam płakać, nawet zaczęłam się uśmiechać. Oto jaka
dzielna urosłam w mojej jaskini.
Kiedyś Amelia powiedziała, że
miłość zawsze znajdzie sposób by być tym, czym miłość jest. Dawno porzuciłam
myśli o mnie i Antoninie razem. Ostatnio nasze relacje zaczynają przypominać
zwykłe relacje przyjacielskie. Tak chyba powinno być od samego początku, żadne
z nas nie powinno dopuścić do czegoś więcej.
-Wcześniej was puścił z treningu? – pytam
się Anto, gdy pojawia się w drzwiach. Rouzier potakuje, biorąc Manon na ręce. –
W kuchni masz obiad. Małą karmiłam jakieś pół godziny temu.
-Dzięki, Lenka – uśmiecha się. – Dobra, leć
do Guillauma. Dzięki za dziś.
-Nie ma za co – mierzwię jego włosy i wracam
do siebie. Guillaume śpiewając coś pod nosem kręci się przy kuchence. Cierpliwie
uczy mnie, jak być szczęśliwą. Na razie nauczyłam się, że szczęście to jego
ramiona, to wspólne śpiewanie, to radość po wygranych meczu i wsparcie po
przegranym, to poranne pocałunki na dzień dobry i te wieczorem na dobry sen, to
picie razem wina, to oglądanie różnych głupot, to rozmowy o wszystkim i o
niczym, to spacery w nocy, to wspólne plany na kolejny dzień i na kolejne lata.
On, jako jedyna stała i niezmienna rzecz w całym moim życiu.
It's all ok cause love will find a way to be what love is
--------------------------------------------------------------------------------------
Czuję się bardzo dziwnie. Lena jest tak ogromną częścią mnie, że za cholerę się nie mogę z nią rozstać ( tak tak, wyczuwacie miniatury ). Jako że dziś jest pewien specjalny dla mnie dzień, tę ostatnią część chcę dedykować pewnej osobie, ona na pewno wie, że to o nią chodzi. Tradycyjnie dziękuję za każdy komentarz, za każde wyświetlenie. Widzimy się jeszcze na załamaniu nerwowym i na je te retrouverai.
kiciuuuuuu! : ******
OdpowiedzUsuńto jest bardzo ładne. i ta piosenka też jest bardzo ładna. i w ogóle bardzo ładnie to zakończyłaś.
Jeszcze zanim zacznę czytać to dlaczego to jest takie krótkie? -.- Syś....
OdpowiedzUsuńAwww...Lenka jako mama...<3 jakie to cudowne :D
"Dawno porzuciłam myśli o mnie i Antoninie razem."
Awww...Gijom...team Gijom forewer!
Podoba mi się takie zakończenie! Tak! Podoba mi sie:)
OdpowiedzUsuńszlabanu nie będzie, piękne zakończenie! jestem z Ciebie dumna! :* #teamGijom
OdpowiedzUsuńHmm, cześć, pamiętasz mnie? Jakieś lata świetlne temu byłam tu i czytałam. Potem zawaliła mnie praca i nie miałam czasu na nic, ale mniejsza z tym. Tak naprawdę nigdy nie zapomniałam o tym opowiadaniu i dzisiaj w końcu je doczytalam do końca.
OdpowiedzUsuńSama nie wiem od czego zacząć.
Jeśli chodzi o samą historię, nie wierzę, ze to tak się skończyło. To było totalnie nieszablonowe i w pewien sposób nieprzewidywalne. Myślę, że większość osób zakładało, że z Antkiem to się jakoś ułoży i będzie happy end. W którymś momencie pojawił się Samik, ale kto traktował go poważnie. Chodzi mi o to, że przecież nie w nim była zakochana Elena, ich przyjaźń była świetna, ale to tylko przyjaźń. Ona cały czas poświęcała się dla Anto, według mnie nigdy nie przestała go kochać, nawet w Argentynie. Gdyby tak nie było, nie pojechałaby do niego po tym jak Elo go zostawiła. Uwierzyłam Antkowi, gdy mowił, że chce być z Eleną. Nie potrafiłam opanować złości, gdy Elo do niego wróciła, tak totalnie z dupy, a on poleciał za nią jak pies. Myślałam, że naprawdę kocha Elenę, nie rozumiem co się w jego głowie ubzdurało. Totalnie rozumiem, że Leni nie wróciła do niego drugi raz. Mimo, ze z jednej strony chciałam dla niej szczęścia, to z drugiej nie można wybaczyć czegoś takiego. Jest mi jej strasznie żal, ona źle przeżywała całą tą miłość, od samego początku. Apogeum żalu było po tych chrzcinach, ale wcale się jej nie dziwię. Dobrze, ze Leni miała Samika, tacy ludzie to skarb. Cieszę się, że przy nim powoli udaje się jej odzyskiwać szczęście, choć nie byłam przekonana do ich związku. Czytając ostatnie zdania, mam wrażenie, że jednak będzie u niej dobrze. Choć nie jest to zakończenie jakiego się spodziewałam, to podoba mi się ono.
Napisałaś, że Lena jest częścią Ciebie. Niestety, musisz się nią trochę podzielić, bo ja, czytając opisy jej stanów emocjonalnych, nieraz czułam się tak jakbym czytała własne myśli. Może dlatego tak podobało mi się to opowiadanie. A może to przez Twój talent, którego zdecydowanie nie można Ci odmówić!
Po jakimś roku, ale jestem i ja. Trzeba było na mnie krzyczeć, bo cholernie teraz żałuję, że dopiero teraz doczytałam do końca. Mogłabym się tłumaczyć, ale czy to ważne?
OdpowiedzUsuńPięknie Ci to wyszło. I tak...naturalnie. Pogubili się w życiu - zarówno ona, jak i Antek. Cieszę się, że w końcu udało im się jakoś te życia sobie poukładać.
Nic tylko się zachwycać :)