Leżę na łóżku, w jednej dłoni mam papierosa, w drugiej, dla równowagi, butelkę wody. Gadam z Amelią na Skypie i staram się udawać, że wracam do ogólnie przyjętych norm. W Cannes jest strasznie gorąco, leżę w samej bieliźnie i koszulce na ramiączkach, z kolei w Kędzierzynie kolejny dzień pada i jest zimno, czego w sumie Melce zazdroszczę, bo mam serdecznie dosyć tej pogody, która zupełnie nie pasuje do mojego nastroju.
-Za
felieton się bierz, skarbie – mówi. – To
twoja szansa.
-Nie chce mi się –
odpowiadam beztrosko. – Nie wiem, po co mi to załatwiłaś.
-To
niech ci się kurwa zachce – kiedyś taki ton głosu Amelii sprawiłby, że może
odrobinkę wzięłabym się w garść. Nie chcę zastanawiać się nad tym, jak bardzo
jest ze mną źle, skoro to mną w ogóle nie ruszyło. – Lena, dobrze piszesz i masz o czym pisać…
Przytakuję Ameli nie przywiązując
zbytnio uwagi do jej monologu. Sięgam po kolejnego papierosa, coś tam mówię, że
się wezmę, że to na pewno mi dużo pomoże i takie tam.
-Na
pewno chcesz być chrzestną dla Manon?
-Zachowujesz się, jakbym
miała być chrzestną Antonina, nie Manon.
-Ciągle
się o ciebie martwię.
-Nie będę pokazywać, kto mnie namówił do
pozostania w Cannes.
-Bo w
Polsce byś totalnie ześwirowała.
-Dzięki.
-Ale
czy ktoś cię na siłę trzymał we Francji?
-Przecież chciałam wrócić do Lublina!
-Nie
zauważasz tej dyskretnej różnicy między Lublę a Cannes? Poza tym, jak byłam u
rodziców to spotkałam na mieście Piotrka. Pytał się o ciebie.
-I co mu powiedziałaś? Skłamałaś, że jest
wszystko okej?
-A
wolałabyś, żebym opowiedziała mu, co zrobił z tobą facet, dla którego go
rzuciłaś? Nie ma sprawy, mogę nawet teraz do niego zadzwonić i mu to wszystko
opowiedzieć.
-I co po tym, jak do niego
zadzwonisz? Zamieni się w rycerza i przyjedzie po mnie?
-Wcale
bym się nie zdziwiła.
-Ja w sumie też.
Do mieszkania wchodzi Guillaume. Z
hukiem rzuca torbę na podłogę, wchodzi do pokoju i staje w miejscu, nie mówiąc
nic.
-Pewnie
gdybyś ze mną nie rozmawiała, właśnie byłabyś pod nim.
-To nie było śmieszne – wystawiam Amelii
język, po czym wbijam wzrok w nadal milczącego Guillauma. – Mowę ci odebrało?
-Myślałem, że jesteś sama – odzywa się
wreszcie. Aha.
-Ale ja jestem sama – patrzę na niego
podejrzliwie.
-Nie, jesteś z Amelią – rzuca i wychodzi do
kuchni. Wzruszam ramionami na zdziwione spojrzenie Amelki. Nic nie rozumiem z
tego, co właśnie się stało.
-Nie
wierzę, że on czegoś do ciebie nie czuje – mówi Przybyszewska.
-To uwierz – gaszę papierosa. – Jutro jedzie
z klubem na jakiś obóz, całe cztery dni będę sama.
-I
masz na te dni jakieś plany?
-Pewnie wezmę się za pisanie.
Jestem tak dobra w kłamaniu, że sama zaczynam sobie wierzyć. Niedługo
potem kończę rozmowę z Amelią i siadam w salonie razem z Guillaumem. Kłamanie
jemu także przychodzi mi bez problemu. Opowiadam mu o planach na najbliższe
dni, których w rzeczywistości nie ma i nie będzie. Jemy razem kolację, chociaż
wcale głodna nie jestem, właściwie próbuję robić wszystko, co robiliśmy razem w
Argentynie. Chcę mu pokazać, że wcale się nie załamałam, że staram się
pozbierać i nie mam zamiaru płakać na każde, nawet najmniejsze wspomnienie o
Rouzierze. Udawanie od zawsze przychodziło mi naturalnie. To nie chodzi o to,
że nie chcę pokazywać moich słabości. Często sama nie potrafię sobie
wytłumaczyć, co jest w tym momencie nie tak. Po prostu często jestem smutna bez
jakiejkolwiek przyczyny. Potem przypomnę sobie coś, coś gdzieś przeczytam,
zobaczę, od razu mam w głowie mnóstwo urojeń, na wierzch wychodzą wszystkie
moje lęki i obawy. Nie chcę, by Guillaume widział we mnie tylko paranoiczkę,
życiową przegraną i kompletną kretynkę. Już wystarczająco naoglądał się mnie w
kompletnie beznadziejnym stanie. Kolejnego dnia wstaję razem z nim, by się
pożegnać i życzyć mu udanego wyjazdu. Wychodzi z mieszkania, a ja wreszcie
przestaję udawać i zaczynam płakać. Nie robię nic oprócz płakania i palenia,
ale nawet to nie daje mi żadnej ulgi. Obawiam się, że Antonin wsiąkł we mnie
tak głęboko, że już nigdy się z niego nie wyleczę. Drugi dzień jest nieco
lepszy, nie mam siły na płacz, leżę bezczynnie na łóżku, w sumie tak samo jak
trzeci. Codzienne czynności wykonuję mechanicznie, potem wracam do leżenia i
tak w kółko.
-Ile czasu miałaś zamiar przede mną udawać?
Nie wiem, czy straciłam rachubę czasu
czy to Guillaume wrócił za wcześnie. Spoglądam za siebie i to rzeczywiście on
leży przy mnie.
-Dlaczego wcześniej wróciłeś, stało się
coś?
-Ty się stałaś. Specjalnie powiedziałem, że
wracam dzień później żeby zobaczyć, co będziesz robić. Lena, nie musisz mnie
ciągle okłamywać.
-Nie chcę, żebyś mnie taką oglądał. Nie
chcę, żeby ktokolwiek taką mnie widział.
-I co, miałaś zamiar udawać, że jest z tobą
coraz lepiej?
-Przecież w to uwierzyłeś.
-Nie. Nie uwierzyłem.
Leżymy do siebie plecami, ciszę przerywają
odgłosy z zewnątrz. Nie mam ochoty kontynuować tej rozmowy. Nie chcę straszyć
Guillauma tym wszystkim, co mam teraz w sobie i z czym sobie zupełnie nie
radzę.
-Jest źle, prawda?
-Jest – odpowiadam prawie szeptem po długiej
chwili milczenia. – Ja się nigdy tak nie czułam.
-A jak się czujesz?
-Jakbym została zupełnie sama na świecie. Że
ludzie mają mnie dość i najlepiej by było, gdybym zniknęła.
-Szkoda, że w tym wszystkim nie zauważasz
mnie i tego, ile dla mnie znaczysz.
Samica wychodzi z pokoju, zamykając za
sobą drzwi. Jego słowa poruszają mną do tego stopnia, że wstaję i idę do niego.
Siedzi na balkonie, na mój widok w ogóle
się nie rusza.
-Powinnaś pójść do psychologa.
-Nie powinnam nic ci mówić.
-Widziałem, co się dzieje. Daj sobie
wreszcie pomóc i przestań wmawiać sobie same najgorsze rzeczy.
-No tak, bo jak zacznę wmawiać sobie same
dobre, to wszystko magicznie się poprawi! Nie Guillaume, to tak nie działa.
Czuję się kurwa źle i nikt nie może mi pomóc, rozumiesz?
-Właśnie nie rozumiem! Na Antoninie świat
się nie kończy!
-Mój się chyba skończył.
-Boże, Lena, co ty gadasz? Masz całe życie
przed sobą!
-Po pierwsze nie całe, po drugie, co mi z
tego, jak ja nie widzę w nim żadnego sensu?
-Ty jesteś tym sensem. Zacznij żyć dla
siebie.
-To miało mnie przekonać? Nie potrafię być
szczęśliwa.
-Bo może ty wcale nie chcesz być szczęśliwa?
-Pewnie, że nie chcę, strasznie lubię to, że
nigdy mi nic nie wychodzi!
-Przepraszam.
-Przestań, na twoim miejscu już dawno bym
wyszła z siebie gdybym miała wysłuchiwać takich lamentów. Ja już sama z sobą
nie wytrzymuję.
Guillaume przytula mnie, gładząc moje
włosy. Siedzimy tak aż do zapadnięcia zmroku. Nie rozmawiamy już więcej o mnie,
zastanawiamy się, co kupić Manon z okazji chrztu. Kolejnego dnia, pierwszy raz
od dłuższego czasu, wychodzę z Samikiem na zakupy. U jubilera zamawiamy
bransoletkę i medalik z grawerowaną datą chrztu. Tego samego dnia dzwoni Rouzier
chcąc spotkać się z nami w sprawie chrztu. Ma jeszcze do załatwienia ostatnie
sprawy z klubem, dlatego przyjeżdża do Cannes. Obojętnie przytakuję na zgodę, w
środku cała trzęsąc się z nerwów. W poranek jego przyjazdu wypalam prawie pół
paczki papierosów. Wypaliłabym pewnie drugie pół, ale Guillaume mi zabiera,
więc idę pod prysznic, gdzie siedzę dobre ponad pół godziny. Ledwo kontroluję
nerwy, trzecia z rzędu zaparzona melisa też niewiele pomaga. Na dźwięk jego
głosu ręka drży mi tak, że nie mogę pisać.
-Cześć, Lena.
-Cześć.
Nie mam odwagi na niego spojrzeć.
Guillaume siada przy mnie, szepcze mi na ucho ‘Bądź dzielna’, ale ja wcale nie
chcę być dzielna, chcę wszystko wywrzeszczeć Antoninowi, dać mu lewy sierpowy a
potem zeskoczyć z okna. Prawie się nie
odzywam, większość rzeczy mówi za nas oboje Samik. Ta rozmowa w ogóle się nie
klei, chłopaki przez wzgląd na swoją przyjaźń próbują ją utrzymać.
-Chciałbym dać Manon drugie imię – mówi
Antonin.
-Rachelle – mruczę. – Z hebrajskiego to znaczy
,,owieczka’’. Zawsze możesz dać jej imię Élodie, po mamusi.
-Myślę, że powinniście wreszcie porozmawiać
– odzywa się Guillaume. – Wrócę do domu, jak jakoś się dogadacie.
-W związku z czym ja mam się z nim
dogadywać? – patrzę beznamiętnie na Samika. – Może mam go jeszcze przeprosić za
to, że go zostawiłam? Chociaż w tym przypadku to raczej on mnie zostawił. A,
właśnie, Anto, jak tam powrót do Élodie?
Układa się wam? Jesteś z nią szczęśliwy?
Nie mogąc więcej znieść obecności
Antonina biorę pozostałe papierosy i wychodzę. Czuję ulgę, że mogłam wyrzucić z
siebie chociaż część złości, jednak gdy słyszę za sobą moje imię, ta złość
ponownie wraca.
-Co ty jeszcze ode mnie chcesz?!
-Ja nie chciałem cię zranić.
-Skoro nie chciałeś, to trzeba było tego nie
robić. Coś jeszcze?
-Wróć do mnie.
-Oboje wiemy, że nie zastąpię ci Élodie.
Antonin, starajmy się zachowywać jak dorośli ludzie dla Manon. Ona jest niczemu
winna i ona nie może przez to ucierpieć. Za bardzo kochasz Élodie, żebyśmy my
mogli jeszcze razem być, a ja nie dam rady być tą drugą. Nie zasługuję na bycie
twoim wyjściem awaryjnym.
Do chrztu Manon widzimy się z
Rouzierem tylko jeden raz, przy rozmowie z księdzem i przy składaniu
dokumentów. Przez ten czas zdążyłam się uspokoić. Oglądając Mistrzostwa Europy
z Samikiem i Pierrem skupiałam się na grze, a nie na Antoninie. Dużo pisałam,
mój pierwszy felieton spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem, co niewątpliwie
podniosło moją kiepską samoocenę. Bardzo często rozmawiałam z Amelią, ale mimo
tego wszystkiego nadal nie czułam się szczęśliwa. Przed samym chrztem znów
nerwy biorą górę. Cała ceremonia nie jest tak sztuczna i ciężka jak w Polsce,
reszta rodziny Antonina okazuje się być normalniejsza niż jego walnięta
mateczka, która co raz mierzy mnie wrogim wzrokiem. Obiad odbywa się w małej
restauracji w centrum miasta. Po posiłku wychodzę na zewnątrz by trochę
odetchnąć i przyjrzeć się okolicy. Czuję się w miarę okej, dopóki nie czuję na
swoim karku ust Anto. Mimowolnie przymykam oczy i poddaję się jego dotykowi.
-Strasznie mi ciebie brakuje – szepcze,
zakładając mi kosmyk włosów za ucho. – Lenka, ja naprawdę nie chciałem cię
skrzywdzić. Przepraszam.
-Przeprosiny przyjęte – odpowiadam. – Ale
nie licz na nic więcej.
--------------------------------------------------------------
Muszę przyznać, że Antonin i Lena w ogóle się mnie nie słuchali, szczególnie gdy pisałam końcówkę. Mimo wszystko wiem, że trudno będzie mi się z nimi ostatecznie pożegnać, więc nadal nie mam pomysłu na ten ostatni rozdział. Możecie więc spodziewać się wszystkiego.
po przeczytaniu tego czuję się jak wczoraj. widzę właśnie, jak Anto ciągnie do Leny.
OdpowiedzUsuńmam ochotę dać mu w twarz, tak porządnie. irytuje mnie strasznie.
OdpowiedzUsuńjak happy end, to tylko z Guillaumem... w innym przypadku masz szlaban :*
OdpowiedzUsuńcałuję, mateczka
Kurwa, Sylwia! Ja przez ten internet czuje to napięcie pomiędzy Lenką, a Gijomem i Ty mi tu farmazonów nie wciskaj, że nic między nimi nie ma! Między nią, a Antkiem takiego czegoś nie było! TEAM GIJOM! Cholera, tęsknię przez to za Alicją:P Niedobra Ty!
OdpowiedzUsuńPalenie i płakanie to w sumie bardzo dobra perspektywa. Wiesz co...skoro oni będą rodzicami chrzestnymi to najlepiej jakby Antek i Elo umarli i zostawili im to dziecko i wszystko byłoby jak za górami, za lasami <3 Tak, jestem zła xD
Antek, weź...weź spiżdżaj, co?