Nie
powinnam w ogóle wyć. Przecież od początku wiedziałam, że to tak się skończy,
że zakocham się jak ostatnia idiotka, a on będzie mnie traktował tylko po
przyjacielsku. No i się doczekałam. Siedzę na środku dywanu, smarkam się i
płaczę i trzęsę i czuję się tak źle, że boję się, czy ‘przypadkiem’ sobie
czegoś nie zrobię. Chyba do tej pory nic nie rozwaliło mnie psychicznie aż do
tego stopnia. Miałam w życiu parę miłostek czy większych zauroczeń i choć
wiedziałam, że one są z góry skazane na niepowodzenie tak ich, nie przeżywałam.
Może dlatego, że większości z nich nie znałam osobiście? Były, minęły, nie ma
czego roztrząsać. A to? Nie dam rady dalej udawać. Nie dam rady wytrzymać przy
nim i przy Élodie. Nie dam rady wytrzymać przy kimkolwiek.
Amelia nie jest wyjątkiem. Idealnie tuszuję przepłakaną
niedzielę, więc kiedy wpada po treningu, nie widać po mnie ani śladu łez.
-Niech się żenią i mają gromadę bachorów, powodzenia.
-Elens, kobieto, co ty bredzisz?
Amela
jest wyraźnie zaskoczona newsami, które jej opowiedziałam i moją reakcją na nie. Ma otwarte ze zdziwienia
usta, podchodzi do mnie i przykłada mi dłoń do czoła.
-Skoro nie masz temperatury, to co ty pierdzielisz?
–pyta. – Elena, on się hajta, ojcem zostanie a tobie to wisi?
-I powiewa!
-Elena!
-No co? To była tylko chwilówka, jak katar, było, nie ma.
Koniec.
Powiem to jeszcze raz, aż to sobie wpoję…
-Co za
wyszukane porównanie rodem z gimbazy, skarbie, czuję, że cofasz się
emocjonalnie.
-Emocjonalnie to ja zatrzymałam się na poziomie drugiej
liceum. Teraz stwierdzam oficjalnie, że nie ma we mnie miłości.
-Elena, co to za pierdolenie?! Kuby nie kochałaś, Piotrka?
-Z Piotrkiem to stało się przyzwyczajeniem. Chyba nigdy
tak naprawdę nikogo nie kochałam.
Do momentu gdy uświadomiłam sobie co czuję
do Rouziera.
-Ta rozmowa
jest strasznie dziwna, wiesz? Zupełnie nie przypominasz siebie.
-To niby kogo? Lepiej opowiadaj, gdzie zabrał cię Łasko.
-Nie zmienisz w ten sposób tematu.
Zawsze się udawało… Z lekkością
zapewniam ją, że tak, Anto był jednak zauroczeniem a mój humor spowodowany jest
okresem i nie, nie ma się czym martwić, radzę sobie sama.
-Będę mieć cię na oku – stwierdza poważnie, po czym, ku
mojej uldze, przechodzi do innego tematu i o dziwo, to nic związanego z Łasko.
Nie ryczę od razu po jej wyjściu. Spokojnie biorę kąpiel, kładę się do łóżka i
dopiero tam zaczynam dwugodzinny maraton łez i smarków w towarzystwie resztek
wina, mojej ulubionej komplikacji smętów i chusteczek. Staram sobie wmówić, że
jestem silna, że ta sytuacja wiele mnie nauczy, ale nic to nie daje. Ciągle nie potrafię wyjść z krainy malutkich
marzeń o byciu z Rouzierem. Nie rozumiem skąd we mnie przekonanie, że tylko z
nim mogłabym być w pełni szczęśliwa. Może to właśnie tak wygląda prawdziwa
miłość? Wiem, że po raz pierwszy zakochałam się w mężczyźnie, a nie w jego
wyobrażeniu. On jest zakochany w innej, z nią planuje życie, ja jestem na
spalonej pozycji. Jak zwykle z resztą. Super.
Trzecią
godzinę z ludźmi z pracy siedzimy w jednym klubie z tą rzeźniczą muzyką, przez
którą za parę minut zaczną puchnąć mi uszy. To mój trzeci drink, ale dzięki
Bogu, nie muszę wracać do Kędzierzyna, bo nocuję we Wrocławiu u Ulki.
Odpuściłam dziś pierwszy raz mecz w tym sezonie i mam z tego powodu wyrzuty
sumienia. W myślach wznoszę kolejne
toasty : za przyszłych małżonków, za ich rychły rozwód… Wiem, jestem okropna,
ale nic na to nie poradzę. Przynajmniej się nie upijam jak większość ekipy.
Amela wypiła tylko jednego, bo czeka na telefon od Michała i ‘głupio by było,
gdybym odebrała pijana, prawda, Eli?’. Wzruszyłam ramionami i mruknęłam, że
jemu to pewnie bez różnicy, czy jest trzeźwa czy pijana. Nic nie odpowiedziała.
Do mnie za to dzwoni Samica i pyta, czy mam ochotę z nim wyjść kolejnego
wieczoru. Po wyjściu na potańcówkę dla seniorów jakaś impreza w niedzielę nie
jest zaskoczeniem. Zgadzam się, bo w sumie co mi szkodzi, Sylwestra
przetrwałam, on się nie dowalał, w gruncie rzeczy całkiem go polubiłam. Tak po
prostu, zwyczajnie. Nic od niego nie wymagam, nic nie oczekuję. Rzadko się to
zdarza.
Całe popołudnie przeznaczam na wyszykowanie się. Nie
śpieszę się, na spokojnie wybieram strój, układam włosy, maluję się. Chcę
poczuć się dobrze w swojej skórze, by nie czuć się źle patrząc na inne kobiety.
W ogólnym rozrachunku wydaje mi się, że jest okej, nawet bardziej niż okej.
Czuję się naprawdę kobieco i Guillaume widać myśli podobnie, bo gdy otwieram mu
drzwi patrzy się nieco zamurowany.
-Elena, jesteś… jesteś śliczna – uśmiecha się nieśmiało,
dając mi kwiaty.
-Dziękuję – staram się nie roześmiać z miny Samika i
przychodzi to z trudem. Pierwszy raz widzę go tak nieśmiałego i strasznie mnie
to bawi. Przestaje mnie to bawić po godzinie. Guillaume nie przypomina
Guillauma, tylko biednego, wystraszonego gimnazjalistę na pierwszej randce.
Jest zdecydowanie gorszy niż na tej
emeryckiej potańcówie. Wreszcie
idziemy na parkiet, który jest i tak nieźle zapełniony, biorąc pod uwagę, że to
niedziela wieczór i o tej porze ludzie przygotowują się do nadchodzącego nowego
tygodnia. Samica staje się coraz bardziej, jakby to powiedzieć… nachalny. Nie
ma już tego nieśmiałego chłopaczka, jest wyraźnie napalony samiec i to nie jest
w ogóle zabawne. Rzuca coraz więcej komplementów, bardziej się do mnie
przylepia. Nie czuję się przy nim swobodnie. Powoli łączę w głowie jego
zaproszenie na Sylwestra z coraz częstszymi telefonami i wizytami z tym
wyjściem i od razu pojawia mi się jednoznaczna myśl.
-Słuchaj, musimy pogadać – postanawiam od razu powiedzieć
mu prawdę, by nie narobił sobie nadziei. – Nie myśl sobie za dużo. Nie wydaje
mi się, żebyśmy… żeby to wyszło. Nie, to nie wyjdzie. Ja naprawdę cię lubię
Guillaume, i niech tak zostanie. Przyjaciele. Nic więcej. Nie bierz tego do
siebie, to wyłącznie moja wina, ja nie jestem jeszcze gotowa na nowy związek…
-Elena, czy ty myślisz, że ja się w tobie zadurzyłem? –
przerywa nagle Samica i zaczyna się głośno śmiać. – Boże, nie, Elena, to nie
tak!
Otwieram
usta ze zdziwienia i od razu uświadamiam sobie, jak wielką kretynkę z siebie
zrobiłam. Ja pierdolę, to zdecydowanie moja największa życiowa katastrofa…
Niewiele myśląc bez słowa zabieram swoje rzeczy i szybko wychodzę, nie zważając
na wołanie Samicy. Tylko ja potrafię upierdolić sobie w głowie jakieś
niestworzone rzeczy i wziąć je za prawdę. Ja pieprzę, jak ja mogłam się tak
wygłupić! Jak mogłam pomyśleć, że spodobałam się Guillaumowi, no jak?! Wcale
się nie dziwię, że się tak śmiał, sama bym się na jego miejscu śmiała… Docieram
do domu całkowicie zapłakana, ledwo widzę ekran telefonu wystukując do niego
smsa, że przepraszam za ten wieczór i choć odpisuje, że nic się nie stało, nie
uspokajam się. Moje życie jest jedną, ogromną pomyłką. Nic mi się w nim nie
udaje oprócz robienia z siebie idiotki. To akurat wychodzi mi doskonale…
-Weźmiesz
zlecenie za Martę. Ma grypę, nie da rady.
-Jakie zlecenie?
-Zjazd europejskich wydawnictw językowych w Sopocie,
konferencje, spotkania, takie tam.
-Kiedy?
-Od tego czwartku do niedzieli włącznie. Wyjeżdżasz
pojutrze.
To
zlecenie jest tak gwiazdka z nieba, jak cud. Wyjazd z Kędzierzyna teraz, choćby
na te parę dni, to najpiękniejszy prezent, jaki mogłam dostać. Jednak mój Anioł
Stróż to porządny jest, nie ma co, tak mnie uratować! Po wczorajszej
przepłakanej nocy postanowiłam, że przeprowadzę się, bo nie dam rady dalej żyć
blisko Anto i Elo Elo, no i przy Guillaumie teraz też. Może akurat ktoś na tym
zleceniu we mnie uwierzy i zaproponuje mi nową pracę gdzieś na drugim końcu
Polski? Byłoby wspaniale. Wieczorem chcę o tym powiedzieć Amelii, ale ona ubiega
mnie, przychodząc do mnie.
-Widziałam się z Umarlaczkiem po treningu – mówi niepewnie.
– Elena, co się wczoraj stało? Pytałam się go, powiedział tylko, że dziwnie się
zachowywałaś i byłaś strasznie przybita.
Niechętnie
i ze wstydem opowiadam Ameli o wczorajszym wieczorze. Teraz wraca to do mnie ze
zdwojoną siłą, mam ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy nikomu nie pokazać się
na oczy.
-Skarbie, ciesz się, że nie powiedziałaś tego Rouzierowi –
Amelia nie śmieje się, tuli mnie, nakręcając moje włosy na palce. – Wcisnęłam Umarlaczkowi,
że masz problemy rodzinne, no i nadal nie jesteś pewna czy dobrze zrobiłaś rozstając
się z Piotrem.
-Amelia, dziękuję…
-Ale potem sobie uświadomiłam, że przecież on to wszystko
opowie Anto, więc ten się do ciebie odezwie i będzie ci znów gadał, że możesz
na niego liczyć. Elena, doskonale wiem, że jego zaręczyny i ciąża Élodie nie
spłynęły po tobie. Ty go kochasz i wcale się nie odkochujesz.
Chcę
zaprzeczyć, ale nie mogę. Nie przed Amelią. Nie przed samą sobą.
--------------------------------------------------------------
Mam parę pomysłów na to opowiadanie. Jeszcze nie wiem, który wykorzystam, pewnie je pomieszam, a może do głowy wpadnie mi coś zupełnie nowego. No nic, w każdym razie, chyba powoli czas wyprowadzać Elenę na prostą.
Elena to nawet mnie bije na głowę w domysłach i robieniu głupich rzeczy. właściwie nie wiem, w jaką stronę najbardziej bym chciała, żeby to poszło, ale ty na pewno wymyślisz coś turbo.
OdpowiedzUsuńSmutno się zrobiło. Tak jeszcze bardziej. I zupełnie nie wiem, czego się spodziewać.
OdpowiedzUsuńTak jakoś..., no właśnie..., smutno.
OdpowiedzUsuńI na raz boję się, i nie mogę doczekać tego, co będzie dalej...
"Odpuściłam mecz i mam wyrzuty sumienia" hihihi:D
OdpowiedzUsuńDzwoni Samica...hahahaha!! SYSIA, TO ZDJĘCIE!!!! xd nie moge!!
Co za kretyn!! Jak on mógł się z niej zacząć tak po prostu śmiać! No idiota!!
Jak masz kilka pomysłów na opowiadanie to pamiętaj, że możesz wykorzystać je wszystkie, tak jak Marjan :D powodzenia! Tylko pisz bardziej regularnie!:*
kocham Elenę za jej sieroctwo życiowe, bez kitu.
OdpowiedzUsuńNo przepraszam bardzo! Ja bym wysunęła takie same wnioski jak Elena. W końcu Samik prawił jej komplementy i się przystawiał. Tylko może on chciał się tylko zabawić z ładną Polką.
OdpowiedzUsuń