Jestem
sama. Nie powinnam się temu dziwić, już tyle razy w życiu zostawałam zupełnie sama.
Po tylu latach idzie się przyzwyczaić. Amelia jest zajęta Łasko i świata poza
nim nie widzi. Mam wrażenie, że przeprowadziła się na inną planetę i zupełnie
zapomniała o mnie. W kalendarzu odkreślam dni do lotu do Argentyny. Patrząc na
ceny biletów do Mar Del Platy cieszyłam się, że nie mam rodziny i stać mnie na
bilet. Mam najpierw przylecieć do Paryża i stamtąd dzień później polecieć do
Samicy. Odpowiada mi to. Cały miesiąc z dala od Kędzierzyna, z dala od Polski
to ostatnia deska ratunku dla mnie. Świadomie
zamykam się w czterech ścianach, ostatnim moim wyjściem był mecz o trzecie
miejsce Zaksy z Jastrzębiem, zakończony brązem dla Kędzierzynian. Anto zmusił
mnie do świętowania z nimi, przyzwyczajona do roli szczęśliwej przyjaciółki
zgodziłam się, bo co innego z resztą mogłam zrobić. Zaczęłam się dobrze bawić,
gdy wszyscy, włącznie ze mną, byli nieźle wstawieni. Bałam się jednego-że za
dużo palnę do Élodie, coś w stylu ‘ty szmato specjalnie zaszłaś w ciążę żeby
nie mogła odbić Anto’. Dobra, może przesadzam, ale w sumie po alkoholu mówię
różne rzeczy, także nawet i to byłoby możliwe. Chyba nic jednak nie
powiedziałam, bo Elo Elo ciągle się do mnie odzywała i koniecznie chciała
spędzać ze mną czas. Po nieudanych kwalifikacjach Francji do Igrzysk poleciała
do Francji, w Kędzierzynie zostaje mi tylko Amelia. Obydwie jakoś niespecjalnie
śledzimy Ligę Światową, no dobra, Amela nie odpuszcza żadnego meczu Włochów.
Razem oglądamy tylko mecze Polaków w Final Six, nawet po wygranym finałowym
meczu decyduję się wysłać Kubiakowi i Bartmanowi smsy z gratulacjami, ot, taka
jestem miła.
Wreszcie lecę do Paryża.
W małej czarnej, obcasach i okularach przeciwsłonecznych
spaceruję po mieście, robiąc zdjęcia. Cały dzień uśmiecham się do nieznajomych,
tańczę do usłyszanych piosenek. Dawno nie byłam taka beztroska. Późnym
wieczorem siadam na balkonie i gapię się na to, co dzieje się wokół. Dzwoni
Antonin, nie odbieram, nie mam ochoty psuć sobie humoru. W sumie wystarczyło
bym zobaczyła jego imię na wyświetlaczu. Biorę prysznic i kładę się spać.
Budzę się na dwie godziny przed budzikiem. Nie boję się
lotu, nie czuję żadnego strachu przed tym wylotem, zwyczajnie nie mogę już
spać. Zakładam słuchawki na uszy i leżę jeszcze przez dłuższy czas, potem
siadam na balkonie. Ciągle aż do momentu lądowania na lotnisku w Mar del Placie
myślę nad moim rozwalającym się życiem. Co godzinę składam sobie obietnicę
zapomnienia o Rouzierze albo przynajmniej pogrzebania żywcem moich uczuć co do
niego. Robiłam to nieraz, teraz też powinno pójść gładko. Z założenia tak
wcześniej było, nie widziałam obiektu uczuć przez dłuższy okres i zauroczenie
wygasało jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Teraz też tak będzie, myślę, ciągnąc walizki
po płycie lotniska. Guillauma ze względu na wzrost i niemalże przezroczystą
cerę poznaję z daleka. Nie czeka aż do niego podejdę, sam podbiega i okręca
mnie wokół siebie.
-Wysłałem Anto
smsa, że już jesteś – mówi, stawiając mnie na ziemi. – Nie powinien przez to do
ciebie dzwonić.
Kiwam w
podziękowaniu głową i pozwalam by wziął mój bagaż. Miasto wygląda zupełnie
inaczej niż je sobie wyobrażałam. Jest zdecydowanie bardziej zadbane, ale na
pewno o wiele bardziej duszne. Mieszkanie Samicy znajduje się niedaleko plaży,
dlatego po kolacji zaciągam go na spacer. Jestem zbyt zmęczona na dłuższe
łażenie, po powrocie usypiam jak małe dziecko. Rano Samik idzie na trening,
więc do południa zostaję sama. Rozpakowuję rzeczy, potem łażę po okolicy. Cały
nastrój psuje nie kto inny jak Anto. Nie odbieram trzech jego połączeń, z
czwartym nie wytrzymuję. Słyszę ‘martwiłem się o ciebie, nie odbierałaś’,
odpowiadam ‘nie słyszałam’. Anto mówi, że brakuje mu mnie, że nie myślał, że
będzie za mną tak tęsknić, że z Élodie wybierają imię dla dziecka i ja z
Guillaumem powinniśmy z nimi być. Kończymy rozmowę, ja zaczynam płakać, ba, to
nie płacz, to wycie i choć udaje mi się ogarnąć do powrotu Samicy, on i tak się
orientuje że coś jest nie tak. Zbywam go, nie chcę w ogóle rozmawiać na temat
Antonina, dopiero wieczorem pękam.
-Wiesz, ja od
początku wiedziałam, że to się tak z nim skończy – mówię. Leżymy na podłodze,
za nami stoi wiatrak a fajki z winem znajdujące się na stole kuszą zdecydowanie
za mocno. Jestem zbyt leniwa by wstać.
Leżę dalej i nadal nie wiem, czy Samik, jako best friend Anto, powinien to
wszystko wiedzieć. Chrzanić to, tylko on mi teraz został. – Znaczy nie od razu
się w nim zakochałam. On od zawsze podobał mi się jako mężczyzna i fakt, że sam
rozpoczął znajomość ze mną i chciał ją kontynuować, był dla mnie niesamowitą
sprawą. Podziwiałam go za styl gry, za emocje, które w nią wkładał, za
osobowość, czytałam wywiady z nim i wydawał się być niezwykle pogodnym
człowiekiem. Na początku kiedy go poznałam, kiedy w ogóle was poznałam, czułam
się bardzo onieśmielona. Z reguły jestem nieśmiała i raczej zdystansowana w
kontaktach z ludźmi, a was to wręcz się bałam. W myślach miałam miliardy
scenariuszy na to, jak przed wami się wygłupię i będziecie mieli ze mnie ubaw
do końca życia.
-Ale tak nie
stało się ani razu – zauważa Guillaume. – W ogóle nigdy ci tego nie mówiłem,
ale podobałaś się Pierrowi.
O Boże, nie wierzę! Ja się komuś podobałam!
-Chciał,
żebyśmy z Anto wybadali czy jesteś wolna, a że nie byłaś to dał sobie spokój –
Samik szybko rozwiewa moje wątpliwości.
-Tego się nie spodziewałam – przyznaję. –
Ogólnie Pierre jest całkiem spoko, ale jakoś nie w moim typie. Zdecydowanie
wolałam Anto.
-Pamiętasz
kiedy się nim zauroczyłaś?
-Ja od
początku byłam pod jego wielkim urokiem. Zaczęłam sobie uświadamiać że to nie
jest tylko głupowate zauroczenie gdzieś w listopadzie. Wiesz, gdybym naprawdę
kochała Piotrka nawet przez myśl nie przeszedłby mi Antonin.
-Jak to było z
tobą i Piotrkiem?
-Poznaliśmy
się jakoś pod koniec jego studiów a pod koniec mojego trzeciego roku, na jakieś
imprezie wspólnych znajomych naszych znajomych. Zamieniliśmy parę słów, nawet
zatańczyliśmy. Spotkaliśmy się ponownie po paru miesiącach, koleżanka poprosiła
bym odebrała jej laptopa od informatyka. Informatykiem okazał się być właśnie
Piotrek, wtedy trochę się zagadaliśmy. Umówiliśmy się na kawę, potem na drinka.
Po trzech miesiącach zostaliśmy parą. Przez kolejny rok byłam najszczęśliwszą
kobietą na świecie. Naprawdę, wszystko mi się udawało. Po obronie dyplomu
przeprowadziłam się z Amelią do Kędzierzyna, on dostał pracę w Łodzi.
-Nie namawiał
cię na przeprowadzkę z nim?
-Pewnie, że
namawiał, tyle że Kędzierzyn był dla mnie o wiele bardziej atrakcyjnym miastem
niż Łódź. Co więcej, dostałam od mojego
rektora rekomendację do biura tłumaczeń w Katowicach, Amelia złożyła tam CV i
też dostała pracę. Nie uznaję związków
na odległość, miłości nie da budować się będąc w dwóch odległych od siebie
miastach. Mimo tego cholernie wierzyłam że nam się uda, że to tylko moje lęki i
nic więcej i najpierw rzeczywiście tak było. Spędzaliśmy wszystkie weekendy ze
sobą, czasem nawet więcej niż weekend. Potem bardzo powoli zaczęło się psuć. On
brał na siebie za dużo pracy albo wychodził gdzieś ze znajomymi. Rozmawialiśmy
mniej, wcześniej potrafiliśmy siedzieć na Skypie przez trzy, cztery godziny,
nagle nie potrafił znaleźć dla mnie nawet jednej. W końcu widywaliśmy się raz w
miesiącu, raz w tygodniu się kontaktowaliśmy. On nie widział w tym nic złego,
‘przecież ciągle cię kocham’, powtarzał. Mi to nie wystarczało. Czułam się
jakbym była sama. Kiedy wreszcie udało nam się spotkać wszystko wracało do
normy, nie wkurzałam się na niego, byłam szczęśliwa, że mogę go mieć choćby na
trochę. Miałam mnóstwo schiz i paranoi, że mnie nie chce, że jest mną zmęczony,
więc nie chciałam się narzucać i męczyć go sobą. Wolałam się wypłakać w domu
sama sobie, bo wstydziłam się Amelii o tym opowiedzieć. Poza nimi właściwie
nikogo nie miałam. Bywały takie wieczory, że miałam wrażenie, że nie mam nawet
ich. A potem pojawił się Antonin, który mając mnie tylko za przyjaciółkę
zajmował się mną o wiele bardziej niż mój facet. Nic dziwnego, że się w nim
zakochałam. Wreszcie zerwałam z Piotrkiem, nie było sensu trwać w relacji dawno
nieprzypominającej prawdziwego związku. Nikt nie poświęcał mi tyle uwagi co
Anto, a musisz wiedzieć, że pod tym względem jestem okropna. Mną trzeba się
cały czas zajmować bym nie czuła się sama. To ja muszę być dla kogoś wszystkim,
nikt inny nie może być równie ważny jak ja. Do tego jestem chorobliwie
zazdrosna i potrafię zrobić awanturę nawet o mały szczegół. Widzisz, zupełnie
nie nadaję się do związku.
-Ja też tak o
sobie myślałem. W ogóle przez długi okres czasu myślałem, że jestem okropnym
człowiekiem. Byłem z Elizabeth przez ponad trzy lata. To było dawno temu,
zaczęliśmy się spotykać jeszcze zanim zacząłem sezon w Poitevin. Na drugi rok
przeprowadziła się do mnie, pojechała ze mną nawet do Mediolanu. Tam w marcu
tak po prostu ode mnie odeszła. Znaczy
nie po prostu, zanim się spakowała wygłosiła długi monolog, że dla mnie
poświęciła całe poukładane życie we Francji, a ja w zamian nie zrobiłem nic i
zupełnie zatraciłem się w siatkówce i ona tak dalej nie pociągnie. Dwa tygodnie
później moja najlepsza przyjaciółka Emeli strzeliła sobie w łeb. Mógłbym
podejrzewać wszystkich, że są w stanie się zabić, ale nie ją. Em była bez
skazy, ona z natury była dobrym człowiekiem. Zawsze taka spokojna, opanowana,
uczynna, na nic nigdy nie narzekała, na nikogo nie gadała… Jak Henry, jej
narzeczony zadzwonił, że znalazł ją martwą zacząłem się śmiać, bo zwyczajnie
nie uwierzyłem. Nawet na pogrzebie nie mogłem w to uwierzyć. Nikt taki jak ona
nie popełnia samobójstwa ot tak o. Po miesiącu spotkałem się z Henrym, który
dał mi do przeczytania jej pamiętnik. Nigdy nie pomyślałbym, że w środku niej
dzieją…działy się tak straszne rzeczy. Czułem się fatalnie. Nie dość, że nie potrafiłem
udowodnić mojej miłości Elizabeth, to jeszcze nie zauważyłem, że moja
przyjaciółka miała depresję i była na granicy załamanie nerwowego. Super, co
nie?
Jestem w szoku. Cokolwiek nie powiem to i tak
zabrzmi głupio.
-Jak sobie z
tym poradziłeś?
-Zupełnie
sobie nie radziłem. Niewiele pamiętam z tamtego okresu, właściwie nic oprócz
przyjęcia oferty z Jastrzębskiego Węgla. Grałem sobie w Jastrzębiu i grałem,
powoli się ogarniałem. Po roku wyszedłem na prostą. W tamtym roku w grudniu
dostałem zaproszenie na ślub Elizabeth. Nie widziałem sensu rozdrapywania
naszej historii, zadzwoniłem, powiedziałem, że ze względu na zobowiązania
klubowe nie mogę się pojawić, więc życzę im wszystkiego najlepszego.
-Tęsknisz za
nią?
-Nie, nie
tęsknię. To raczej sentyment. Naprawdę myślałem, że z nią mogę planować coś
poważnego. I nagle odzywa się nie wiadomo skąd chcąc, bym patrzył jak jest
szczęśliwa z kimś innym. Dobre sobie.
Co, chciała mi udowodnić, że to ja byłem totalnym dupkiem i nie umiałem się nią
zająć?
Gdybym poszedł to by jej się to udało. Zostawiając mnie
wtedy pozostawiła mnie samego. Ani Anto, ani Pierre, ani nikt inny nie byłby w
stanie zapełnić tej pustki po niej.
-A gdyby teraz
chciała zacząć od nowa?
-Pokazałbym
jej drzwi. Elena, nie myślałaś, że ta przeprowadzka do Piotra by coś zmieniła?
-Nic by nie
zmieniła. Może tyle, że spalibyśmy w jednym łóżku. On nadal by za dużo
pracował, gdzieś by wchodził, a ja siedziałabym sama w domu. Wiem, to by było
nieco nienormalne gdyby spędzał ze mną cały swój czas…
-Nie, to
całkiem normalne. Bez powodu nie czułaś się w tym związku samotna. Byliście
parą a nie tylko przyjaciółmi. Gdybyście razem mieszkali, razem wszędzie
chodzili i ty byś była wiecznie zazdrosna i nie dawała mu żadnej przestrzeni,
to by było chore. W ogóle powinien o ciebie zawalczyć.
-On kiedyś
powiedział, że jeśli zechcę odejść, to on nie będzie mnie powstrzymywał.
-Jakby
rzeczywiście cię kochał to by o tym zapomniał. Ja tam bym walczył. Przecież nie
miałbym nic do stracenia.
-Pewnie uznał,
że wcale nie jestem tego warta?
-Boże, Elena,
jesteś warta wszystkiego. Czasem żałuję, że cię nie kocham.
Ze zdziwienia podnoszę się. Pierwszy raz słyszę coś takiego.
-I wiesz, co ci
jeszcze powiem? Właściwie nie powinienem ci tego mówić, ale ci powiem. To ty
zasługujesz na bycie z Antoninem, a nie Élodie. On prawie się z nią nie
widywał, bo wybierała latanie po wybiegach i wdzięczenie się przed aparatem.
Nawet w ciąży z tego nie zrezygnowała, kretynka. Może się i kochają, tego nie
mogę zanegować.
-Nie lubisz Élodie?
-Toleruję.
Czasem bywa w porządku, ale czasem jest tak bezmyślna, że to boli. Jej więcej
nie ma przy Anto niż ona jest. On też nie lepszy, dowiaduje się o ciąży,
kolejnego dnia leci do sklepu po pierścionek i się oświadcza. Co to w ogóle za
wymysł, jak wpadka to od razu zaręczyny i ślub? Bez ślubu dziecka nie
wychowają?
-Guillaume,
cicho już, ja tu przyjechałam się z niego wyleczyć.
-Przepraszam,
wiedziałem, że powinienem nic nie mówić. Ja tak mam, powiem coś, zupełnie nie
pomyślę…
-Naprawdę
pasowalibyśmy do siebie?
-Naprawdę,
Leni.
-Jak mnie
nazwałeś?
-Leni. Od
Eleny.
-To brzmi
bardzo ładnie. Nikt mnie tak wcześniej nie nazwał.
-Bardzo się
cieszę, Leni, że mi przypadł ten zaszczyt. Przy okazji mam nadzieję, że dzięki
mnie wyleczysz się z mojego niezbyt rozgarniętego przyjaciela.
Guillaume zaczyna swoją terapię od wyjścia do klubu kolejnego
wieczoru. Myślałam, ze wyglądam trochę
jak zdzira dopóki nie weszliśmy do klubu. Delikatnie kołyszę biodrami w rytm
muzyki jednocześnie rozglądając się wokół. Nie mam czasu czuć się zgorszoną,
Samik ciągnie mnie na sam środek parkietu. Przez pierwsze minuty jest mi
dziwnie, przechodzi mi, gdy zamawiamy drinka. Szybko się rozkręcam, piję coraz
więcej, zaczynam tańczyć z innymi facetami, pozwalam im stawiać się kolejne
drinki, tańczę, śmieję się i bawię się wspaniale, naprawdę, świat bywa taki
cudowny! Widzę Guillauma, gdzie jest ta śliczna dziewczyna, z którą tańczył?
Mam nadzieję, że jest wolna. On zasługuje na jakąś fajną kobietkę, Guillaume,
zasługujesz! Ale tu jest fajnie, nie będę kurwa wracała do domu, słyszysz?! Bo
jak wrócę to zadzwonię do Tośka i powiem mu, jak bardzo go kocham, słyszysz?
Nie jestem pijana, nie nie nie, wydaje ci się a jak nawet jestem to mi będzie
łatwiej zadzwonić do Anto! Guillaume, proszę, proszę…
Nic nie pamiętam z ostatniej nocy.
Nic. Zero. Od godziny siedzę w łazience i jednego, czego jestem pewna to tego,
że powinnam żałować . Pierwszy raz wymiotuję po alkoholu. Chyba, ba, na pewno
chlałam za dużo. Ale żeby nie pamiętać dosłownie nic? Elena, popadasz ze
skrajności w skrajność. Ja wiem, myślenie boli cię teraz jeszcze mocniej niż
zwykle, ale może przypomniałabyś sobie coś?
-Leni,
żyjesz?
-Ledwo.
Guillaume podaje mi szklankę z wodą. Przez maleńką chwilkę jest mi
odrobinę lepiej.
-Przepraszam
– rzucam, opierając się o ścianę. – Nie myślałam, że narąbię się do tego
stopnia.
-Przestań, my
z chłopakami często byliśmy w o wiele gorszym stanie – Samik rzeczywiście nie
wygląda na wściekłego, nawet nie wygląda na rozbawionego moim stanem. – Żebyś
wiedziała, ile razy my na kacu trenowaliśmy.
-Guillaume,
ja jestem kobietą, kobietom nie wypada!
-Tobie się
zdarzyło to pierwszy raz, prawda? Widać, moja amatorko.
-I bardzo
dobrze i nigdy więcej. Czuję się strasznie. Lepiej powiedz, co takiego robiłam.
-Skarbie,
niech to zostanie w mojej głowie, dobrze?
Czyli
się skompromitowałam. Świetnie Mika, brawo, ty to wszędzie potrafisz sobie
zrobić siarę.
-Weź mi
powiedz!
-Całowałaś się
z paroma facetami i z jedną kobietą.
O kurwa. W jeden wieczór całowałam więcej osób niż przez całe moje
życie, dlaczego tego nie pamiętam?
-Jak można
zdobyć tyle cennych doświadczeń i wspomnień i tego nie pamiętać? Co za żenada!
-Nie
przejmujesz się tym, że całowałaś się z kobietą?
-Ale ja bym
chciała to pamiętać!
Zamiast oblania się rumieńcem wstydu znów wymiotuję.
-Guillaume, idź
już sobie – mruczę. – No idź.
-Nie zostawia
się rzygających samych – wzrusza ramionami, podając mi napełnioną szklankę.
Wieczorem czuję się już dużo lepiej. Kolejne dni mijają nam bez żadnych
alkoholowych ekscesów. Kiedy Samik jest na treningu, ja skupiam się na
tłumaczeniu. Pierwszy raz przychodzi mi tłumaczyć książkę. Nie traktuje tego
jako coś niecodziennego, mimo to czuję pewną tremę. Całą powieść pochłonęłam w
cztery popołudnia. Bardzo mi się podobała, nawet Samik wziął się za jej
czytanie a przecież Samica i książki to widok prawie niespotykany. Prawie
codziennie chodzimy na plażę. Teraz też siedzimy, choć jest prawie druga w
nocy, i pijemy piwo. Znów siedzimy i
gadamy o totalnych bzdurach, kiedy nagle zaczynamy milczeć i żadne nic nie
mówi. Nie protestuję czując usta Samika na swoich. To jedyna rzecz, której
teraz tak naprawdę pragnę i nawet nie chcę myśleć, czy i jak to wpłynie na
nasze stosunki.
-Nie mogłem się
oprzeć – na jego twarzy nie ma ani cienia zażenowania. – Przepraszam.
-Nie
przepraszaj, też tego chciałam – wzruszam ramionami i udaję, że ten pocałunek
nie zrobił na mnie większego znaczenia. Ugh, pocałowałabym go jeszcze raz, ale
chyba nie wypada… Co się ze mną teraz dzieje tak w ogóle? Nie kocham go, tego
jestem pewna, nawet mnie nie kręci. To wina piwa, na pewno wina piwa!
-Leni, a gdybyś
tu tak została?
Tylko
mi się tu jeszcze nie oświadczaj, głupku…
-Ale jako
przyjaciółka. Elena, nie pocałowałem cię dlatego, że się w tobie zakochałem.
Owszem, chodziło to za mną kilka dni, nie miłość, tylko nieodparta chęć
pocałowania cię i stwierdziłem, że nie mam nic do stracenia, ewentualnie
strzelisz mnie w mordę, no więc cię pocałowałem.
-Na jednym oddechu,
chłopie, jestem pod wrażeniem!
Udaje
mi się rozluźnić napięcie między nami. Sama propozycja Samika wydaje mi się być
idealna. Amelia prawie do mnie nie pisała, Anto za to aż za dużo. To świetna
okazja, by wreszcie się od wszystkiego odciąć.
-Ty tak z tą propozycją na poważnie?
-Jeśli nie wierzyć, jak mam cię o tym
przekonać?
-Zastanówmy się… pocałuj mnie jeszcze raz.-------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że długością wynagrodzę miesięczną nieobecność. Mogę zdradzić, że u Eleny wszystko zaczyna się uspokajać i teraz może być troszkę nudno.
ale fajnie! a najbardziej podobało mi się "czasami żałuję, że cię nie kocham".
OdpowiedzUsuńoesus, Samik! ; o
OdpowiedzUsuńJejku, idealne.
OdpowiedzUsuńPerfekcyjne♡
OdpowiedzUsuńSamik rzeczywiście jej nie kocha, czy to tylko zasłona dymna?? Może się okazać, że można Francuza na Francuza zamienić:)
OdpowiedzUsuń