poniedziałek, 4 sierpnia 2014

17. Przedstawię magiczne show grożące śmiercią dla tych z was, którzy chcą przenieść się gdzieś indziej.

        Death Defying Acts

                Jestem sama. Nie powinnam się temu dziwić, już tyle razy w życiu zostawałam zupełnie sama. Po tylu latach idzie się przyzwyczaić. Amelia jest zajęta Łasko i świata poza nim nie widzi. Mam wrażenie, że przeprowadziła się na inną planetę i zupełnie zapomniała o mnie. W kalendarzu odkreślam dni do lotu do Argentyny. Patrząc na ceny biletów do Mar Del Platy cieszyłam się, że nie mam rodziny i stać mnie na bilet. Mam najpierw przylecieć do Paryża i stamtąd dzień później polecieć do Samicy. Odpowiada mi to. Cały miesiąc z dala od Kędzierzyna, z dala od Polski to ostatnia deska ratunku dla mnie.  Świadomie zamykam się w czterech ścianach, ostatnim moim wyjściem był mecz o trzecie miejsce Zaksy z Jastrzębiem, zakończony brązem dla Kędzierzynian. Anto zmusił mnie do świętowania z nimi, przyzwyczajona do roli szczęśliwej przyjaciółki zgodziłam się, bo co innego z resztą mogłam zrobić. Zaczęłam się dobrze bawić, gdy wszyscy, włącznie ze mną, byli nieźle wstawieni. Bałam się jednego-że za dużo palnę do Élodie, coś w stylu ‘ty szmato specjalnie zaszłaś w ciążę żeby nie mogła odbić Anto’. Dobra, może przesadzam, ale w sumie po alkoholu mówię różne rzeczy, także nawet i to byłoby możliwe. Chyba nic jednak nie powiedziałam, bo Elo Elo ciągle się do mnie odzywała i koniecznie chciała spędzać ze mną czas. Po nieudanych kwalifikacjach Francji do Igrzysk poleciała do Francji, w Kędzierzynie zostaje mi tylko Amelia. Obydwie jakoś niespecjalnie śledzimy Ligę Światową, no dobra, Amela nie odpuszcza żadnego meczu Włochów. Razem oglądamy tylko mecze Polaków w Final Six, nawet po wygranym finałowym meczu decyduję się wysłać Kubiakowi i Bartmanowi smsy z gratulacjami, ot, taka jestem miła.
Wreszcie lecę do Paryża.
W małej czarnej, obcasach i okularach przeciwsłonecznych spaceruję po mieście, robiąc zdjęcia. Cały dzień uśmiecham się do nieznajomych, tańczę do usłyszanych piosenek. Dawno nie byłam taka beztroska. Późnym wieczorem siadam na balkonie i gapię się na to, co dzieje się wokół. Dzwoni Antonin, nie odbieram, nie mam ochoty psuć sobie humoru. W sumie wystarczyło bym zobaczyła jego imię na wyświetlaczu. Biorę prysznic i kładę się spać.
Budzę się na dwie godziny przed budzikiem. Nie boję się lotu, nie czuję żadnego strachu przed tym wylotem, zwyczajnie nie mogę już spać. Zakładam słuchawki na uszy i leżę jeszcze przez dłuższy czas, potem siadam na balkonie. Ciągle aż do momentu lądowania na lotnisku w Mar del Placie myślę nad moim rozwalającym się życiem. Co godzinę składam sobie obietnicę zapomnienia o Rouzierze albo przynajmniej pogrzebania żywcem moich uczuć co do niego. Robiłam to nieraz, teraz też powinno pójść gładko. Z założenia tak wcześniej było, nie widziałam obiektu uczuć przez dłuższy okres i zauroczenie wygasało jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.  Teraz też tak będzie, myślę, ciągnąc walizki po płycie lotniska. Guillauma ze względu na wzrost i niemalże przezroczystą cerę poznaję z daleka. Nie czeka aż do niego podejdę, sam podbiega i okręca mnie wokół siebie.
   -Wysłałem Anto smsa, że już jesteś – mówi, stawiając mnie na ziemi. – Nie powinien przez to do ciebie dzwonić.
   Kiwam w podziękowaniu głową i pozwalam by wziął mój bagaż. Miasto wygląda zupełnie inaczej niż je sobie wyobrażałam. Jest zdecydowanie bardziej zadbane, ale na pewno o wiele bardziej duszne. Mieszkanie Samicy znajduje się niedaleko plaży, dlatego po kolacji zaciągam go na spacer. Jestem zbyt zmęczona na dłuższe łażenie, po powrocie usypiam jak małe dziecko. Rano Samik idzie na trening, więc do południa zostaję sama. Rozpakowuję rzeczy, potem łażę po okolicy. Cały nastrój psuje nie kto inny jak Anto. Nie odbieram trzech jego połączeń, z czwartym nie wytrzymuję. Słyszę ‘martwiłem się o ciebie, nie odbierałaś’, odpowiadam ‘nie słyszałam’. Anto mówi, że brakuje mu mnie, że nie myślał, że będzie za mną tak tęsknić, że z Élodie wybierają imię dla dziecka i ja z Guillaumem powinniśmy z nimi być. Kończymy rozmowę, ja zaczynam płakać, ba, to nie płacz, to wycie i choć udaje mi się ogarnąć do powrotu Samicy, on i tak się orientuje że coś jest nie tak. Zbywam go, nie chcę w ogóle rozmawiać na temat Antonina, dopiero wieczorem pękam.
   -Wiesz, ja od początku wiedziałam, że to się tak z nim skończy – mówię. Leżymy na podłodze, za nami stoi wiatrak a fajki z winem znajdujące się na stole kuszą zdecydowanie za mocno.  Jestem zbyt leniwa by wstać. Leżę dalej i nadal nie wiem, czy Samik, jako best friend Anto, powinien to wszystko wiedzieć. Chrzanić to, tylko on mi teraz został. – Znaczy nie od razu się w nim zakochałam. On od zawsze podobał mi się jako mężczyzna i fakt, że sam rozpoczął znajomość ze mną i chciał ją kontynuować, był dla mnie niesamowitą sprawą. Podziwiałam go za styl gry, za emocje, które w nią wkładał, za osobowość, czytałam wywiady z nim i wydawał się być niezwykle pogodnym człowiekiem. Na początku kiedy go poznałam, kiedy w ogóle was poznałam, czułam się bardzo onieśmielona. Z reguły jestem nieśmiała i raczej zdystansowana w kontaktach z ludźmi, a was to wręcz się bałam. W myślach miałam miliardy scenariuszy na to, jak przed wami się wygłupię i będziecie mieli ze mnie ubaw do końca życia.
    -Ale tak nie stało się ani razu – zauważa Guillaume. – W ogóle nigdy ci tego nie mówiłem, ale podobałaś się Pierrowi.
O Boże, nie wierzę! Ja się komuś podobałam!
    -Chciał, żebyśmy z Anto wybadali czy jesteś wolna, a że nie byłaś to dał sobie spokój – Samik szybko rozwiewa moje wątpliwości.
     -Tego się nie spodziewałam – przyznaję. – Ogólnie Pierre jest całkiem spoko, ale jakoś nie w moim typie. Zdecydowanie wolałam Anto.
     -Pamiętasz kiedy się nim zauroczyłaś?
     -Ja od początku byłam pod jego wielkim urokiem. Zaczęłam sobie uświadamiać że to nie jest tylko głupowate zauroczenie gdzieś w listopadzie. Wiesz, gdybym naprawdę kochała Piotrka nawet przez myśl nie przeszedłby mi Antonin.
     -Jak to było z tobą i Piotrkiem?
     -Poznaliśmy się jakoś pod koniec jego studiów a pod koniec mojego trzeciego roku, na jakieś imprezie wspólnych znajomych naszych znajomych. Zamieniliśmy parę słów, nawet zatańczyliśmy. Spotkaliśmy się ponownie po paru miesiącach, koleżanka poprosiła bym odebrała jej laptopa od informatyka. Informatykiem okazał się być właśnie Piotrek, wtedy trochę się zagadaliśmy. Umówiliśmy się na kawę, potem na drinka. Po trzech miesiącach zostaliśmy parą. Przez kolejny rok byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Naprawdę, wszystko mi się udawało. Po obronie dyplomu przeprowadziłam się z Amelią do Kędzierzyna, on dostał pracę w Łodzi.
     -Nie namawiał cię na przeprowadzkę z nim?
     -Pewnie, że namawiał, tyle że Kędzierzyn był dla mnie o wiele bardziej atrakcyjnym miastem niż Łódź. Co więcej,  dostałam od mojego rektora rekomendację do biura tłumaczeń w Katowicach, Amelia złożyła tam CV i też dostała pracę.  Nie uznaję związków na odległość, miłości nie da budować się będąc w dwóch odległych od siebie miastach. Mimo tego cholernie wierzyłam że nam się uda, że to tylko moje lęki i nic więcej i najpierw rzeczywiście tak było. Spędzaliśmy wszystkie weekendy ze sobą, czasem nawet więcej niż weekend. Potem bardzo powoli zaczęło się psuć. On brał na siebie za dużo pracy albo wychodził gdzieś ze znajomymi. Rozmawialiśmy mniej, wcześniej potrafiliśmy siedzieć na Skypie przez trzy, cztery godziny, nagle nie potrafił znaleźć dla mnie nawet jednej. W końcu widywaliśmy się raz w miesiącu, raz w tygodniu się kontaktowaliśmy. On nie widział w tym nic złego, ‘przecież ciągle cię kocham’, powtarzał. Mi to nie wystarczało. Czułam się jakbym była sama. Kiedy wreszcie udało nam się spotkać wszystko wracało do normy, nie wkurzałam się na niego, byłam szczęśliwa, że mogę go mieć choćby na trochę. Miałam mnóstwo schiz i paranoi, że mnie nie chce, że jest mną zmęczony, więc nie chciałam się narzucać i męczyć go sobą. Wolałam się wypłakać w domu sama sobie, bo wstydziłam się Amelii o tym opowiedzieć. Poza nimi właściwie nikogo nie miałam. Bywały takie wieczory, że miałam wrażenie, że nie mam nawet ich. A potem pojawił się Antonin, który mając mnie tylko za przyjaciółkę zajmował się mną o wiele bardziej niż mój facet. Nic dziwnego, że się w nim zakochałam. Wreszcie zerwałam z Piotrkiem, nie było sensu trwać w relacji dawno nieprzypominającej prawdziwego związku. Nikt nie poświęcał mi tyle uwagi co Anto, a musisz wiedzieć, że pod tym względem jestem okropna. Mną trzeba się cały czas zajmować bym nie czuła się sama. To ja muszę być dla kogoś wszystkim, nikt inny nie może być równie ważny jak ja. Do tego jestem chorobliwie zazdrosna i potrafię zrobić awanturę nawet o mały szczegół. Widzisz, zupełnie nie nadaję się do związku.
     -Ja też tak o sobie myślałem. W ogóle przez długi okres czasu myślałem, że jestem okropnym człowiekiem. Byłem z Elizabeth przez ponad trzy lata. To było dawno temu, zaczęliśmy się spotykać jeszcze zanim zacząłem sezon w Poitevin. Na drugi rok przeprowadziła się do mnie, pojechała ze mną nawet do Mediolanu. Tam w marcu tak po prostu ode mnie odeszła.  Znaczy nie po prostu, zanim się spakowała wygłosiła długi monolog, że dla mnie poświęciła całe poukładane życie we Francji, a ja w zamian nie zrobiłem nic i zupełnie zatraciłem się w siatkówce i ona tak dalej nie pociągnie. Dwa tygodnie później moja najlepsza przyjaciółka Emeli strzeliła sobie w łeb. Mógłbym podejrzewać wszystkich, że są w stanie się zabić, ale nie ją. Em była bez skazy, ona z natury była dobrym człowiekiem. Zawsze taka spokojna, opanowana, uczynna, na nic nigdy nie narzekała, na nikogo nie gadała… Jak Henry, jej narzeczony zadzwonił, że znalazł ją martwą zacząłem się śmiać, bo zwyczajnie nie uwierzyłem. Nawet na pogrzebie nie mogłem w to uwierzyć. Nikt taki jak ona nie popełnia samobójstwa ot tak o. Po miesiącu spotkałem się z Henrym, który dał mi do przeczytania jej pamiętnik. Nigdy nie pomyślałbym, że w środku niej dzieją…działy się tak straszne rzeczy. Czułem się fatalnie. Nie dość, że nie potrafiłem udowodnić mojej miłości Elizabeth, to jeszcze nie zauważyłem, że moja przyjaciółka miała depresję i była na granicy załamanie nerwowego. Super, co nie?
         Jestem w szoku. Cokolwiek nie powiem to i tak zabrzmi głupio.
     -Jak sobie z tym poradziłeś?
     -Zupełnie sobie nie radziłem. Niewiele pamiętam z tamtego okresu, właściwie nic oprócz przyjęcia oferty z Jastrzębskiego Węgla. Grałem sobie w Jastrzębiu i grałem, powoli się ogarniałem. Po roku wyszedłem na prostą. W tamtym roku w grudniu dostałem zaproszenie na ślub Elizabeth. Nie widziałem sensu rozdrapywania naszej historii, zadzwoniłem, powiedziałem, że ze względu na zobowiązania klubowe nie mogę się pojawić, więc życzę im wszystkiego najlepszego.
     -Tęsknisz za nią?
     -Nie, nie tęsknię. To raczej sentyment. Naprawdę myślałem, że z nią mogę planować coś poważnego. I nagle odzywa się nie wiadomo skąd chcąc, bym patrzył jak jest szczęśliwa z kimś innym.  Dobre sobie. Co, chciała mi udowodnić, że to ja byłem totalnym dupkiem i nie umiałem się nią zająć?
Gdybym poszedł to by jej się to udało. Zostawiając mnie wtedy pozostawiła mnie samego. Ani Anto, ani Pierre, ani nikt inny nie byłby w stanie zapełnić tej pustki po niej.
     -A gdyby teraz chciała zacząć od nowa?
     -Pokazałbym jej drzwi. Elena, nie myślałaś, że ta przeprowadzka do Piotra by coś zmieniła?
     -Nic by nie zmieniła. Może tyle, że spalibyśmy w jednym łóżku. On nadal by za dużo pracował, gdzieś by wchodził, a ja siedziałabym sama w domu. Wiem, to by było nieco nienormalne gdyby spędzał ze mną cały swój czas…
     -Nie, to całkiem normalne. Bez powodu nie czułaś się w tym związku samotna. Byliście parą a nie tylko przyjaciółmi. Gdybyście razem mieszkali, razem wszędzie chodzili i ty byś była wiecznie zazdrosna i nie dawała mu żadnej przestrzeni, to by było chore. W ogóle powinien o ciebie zawalczyć.
     -On kiedyś powiedział, że jeśli zechcę odejść, to on nie będzie mnie powstrzymywał.
     -Jakby rzeczywiście cię kochał to by o tym zapomniał. Ja tam bym walczył. Przecież nie miałbym nic do stracenia.
     -Pewnie uznał, że wcale nie jestem tego warta?
    -Boże, Elena, jesteś warta wszystkiego. Czasem żałuję, że cię nie kocham.
          Ze zdziwienia podnoszę się. Pierwszy raz słyszę coś takiego.
    -I wiesz, co ci jeszcze powiem? Właściwie nie powinienem ci tego mówić, ale ci powiem. To ty zasługujesz na bycie z Antoninem, a nie Élodie. On prawie się z nią nie widywał, bo wybierała latanie po wybiegach i wdzięczenie się przed aparatem. Nawet w ciąży z tego nie zrezygnowała, kretynka. Może się i kochają, tego nie mogę zanegować.
    -Nie lubisz Élodie?
    -Toleruję. Czasem bywa w porządku, ale czasem jest tak bezmyślna, że to boli. Jej więcej nie ma przy Anto niż ona jest. On też nie lepszy, dowiaduje się o ciąży, kolejnego dnia leci do sklepu po pierścionek i się oświadcza. Co to w ogóle za wymysł, jak wpadka to od razu zaręczyny i ślub? Bez ślubu dziecka nie wychowają?
    -Guillaume, cicho już, ja tu przyjechałam się z niego wyleczyć.
    -Przepraszam, wiedziałem, że powinienem nic nie mówić. Ja tak mam, powiem coś, zupełnie nie pomyślę…
    -Naprawdę pasowalibyśmy do siebie?
    -Naprawdę, Leni.
    -Jak mnie nazwałeś?
    -Leni. Od Eleny.
    -To brzmi bardzo ładnie. Nikt mnie tak wcześniej nie nazwał.
    -Bardzo się cieszę, Leni, że mi przypadł ten zaszczyt. Przy okazji mam nadzieję, że dzięki mnie wyleczysz się z mojego niezbyt rozgarniętego przyjaciela.
            Guillaume zaczyna swoją terapię od wyjścia do klubu kolejnego wieczoru.  Myślałam, ze wyglądam trochę jak zdzira dopóki nie weszliśmy do klubu. Delikatnie kołyszę biodrami w rytm muzyki jednocześnie rozglądając się wokół. Nie mam czasu czuć się zgorszoną, Samik ciągnie mnie na sam środek parkietu. Przez pierwsze minuty jest mi dziwnie, przechodzi mi, gdy zamawiamy drinka. Szybko się rozkręcam, piję coraz więcej, zaczynam tańczyć z innymi facetami, pozwalam im stawiać się kolejne drinki, tańczę, śmieję się i bawię się wspaniale, naprawdę, świat bywa taki cudowny! Widzę Guillauma, gdzie jest ta śliczna dziewczyna, z którą tańczył? Mam nadzieję, że jest wolna. On zasługuje na jakąś fajną kobietkę, Guillaume, zasługujesz! Ale tu jest fajnie, nie będę kurwa wracała do domu, słyszysz?! Bo jak wrócę to zadzwonię do Tośka i powiem mu, jak bardzo go kocham, słyszysz? Nie jestem pijana, nie nie nie, wydaje ci się a jak nawet jestem to mi będzie łatwiej zadzwonić do Anto! Guillaume, proszę, proszę…



                Nic nie pamiętam z ostatniej nocy. Nic. Zero. Od godziny siedzę w łazience i jednego, czego jestem pewna to tego, że powinnam żałować . Pierwszy raz wymiotuję po alkoholu. Chyba, ba, na pewno chlałam za dużo. Ale żeby nie pamiętać dosłownie nic? Elena, popadasz ze skrajności w skrajność. Ja wiem, myślenie boli cię teraz jeszcze mocniej niż zwykle, ale może przypomniałabyś sobie coś?
      -Leni, żyjesz?
      -Ledwo.
            Guillaume podaje mi szklankę z wodą. Przez maleńką chwilkę jest mi odrobinę lepiej.
      -Przepraszam – rzucam, opierając się o ścianę. – Nie myślałam, że narąbię się do tego stopnia.
      -Przestań, my z chłopakami często byliśmy w o wiele gorszym stanie – Samik rzeczywiście nie wygląda na wściekłego, nawet nie wygląda na rozbawionego moim stanem. – Żebyś wiedziała, ile razy my na kacu trenowaliśmy.
      -Guillaume, ja jestem kobietą, kobietom nie wypada!
      -Tobie się zdarzyło to pierwszy raz, prawda? Widać, moja amatorko.
      -I bardzo dobrze i nigdy więcej. Czuję się strasznie. Lepiej powiedz, co takiego robiłam.
      -Skarbie, niech to zostanie w mojej głowie, dobrze?
           Czyli się skompromitowałam. Świetnie Mika, brawo, ty to wszędzie potrafisz sobie zrobić siarę.
    -Weź mi powiedz!
    -Całowałaś się z paroma facetami i z jedną kobietą.
          O kurwa. W jeden wieczór całowałam więcej osób niż przez całe moje życie, dlaczego tego nie pamiętam?
    -Jak można zdobyć tyle cennych doświadczeń i wspomnień i tego nie pamiętać? Co za żenada!
    -Nie przejmujesz się tym, że całowałaś się z kobietą?
    -Ale ja bym chciała to pamiętać!
           Zamiast oblania się rumieńcem wstydu znów wymiotuję.
    -Guillaume, idź już sobie – mruczę. – No idź.
    -Nie zostawia się rzygających samych – wzrusza ramionami, podając mi napełnioną szklankę. Wieczorem czuję się już dużo lepiej. Kolejne dni mijają nam bez żadnych alkoholowych ekscesów. Kiedy Samik jest na treningu, ja skupiam się na tłumaczeniu. Pierwszy raz przychodzi mi tłumaczyć książkę. Nie traktuje tego jako coś niecodziennego, mimo to czuję pewną tremę. Całą powieść pochłonęłam w cztery popołudnia. Bardzo mi się podobała, nawet Samik wziął się za jej czytanie a przecież Samica i książki to widok prawie niespotykany. Prawie codziennie chodzimy na plażę. Teraz też siedzimy, choć jest prawie druga w nocy, i pijemy piwo.  Znów siedzimy i gadamy o totalnych bzdurach, kiedy nagle zaczynamy milczeć i żadne nic nie mówi. Nie protestuję czując usta Samika na swoich. To jedyna rzecz, której teraz tak naprawdę pragnę i nawet nie chcę myśleć, czy i jak to wpłynie na nasze stosunki.
   -Nie mogłem się oprzeć – na jego twarzy nie ma ani cienia zażenowania. – Przepraszam.
   -Nie przepraszaj, też tego chciałam – wzruszam ramionami i udaję, że ten pocałunek nie zrobił na mnie większego znaczenia. Ugh, pocałowałabym go jeszcze raz, ale chyba nie wypada… Co się ze mną teraz dzieje tak w ogóle? Nie kocham go, tego jestem pewna, nawet mnie nie kręci. To wina piwa, na pewno wina piwa!
    -Leni, a gdybyś tu tak została?
           Tylko mi się tu jeszcze nie oświadczaj, głupku…
    -Ale jako przyjaciółka. Elena, nie pocałowałem cię dlatego, że się w tobie zakochałem. Owszem, chodziło to za mną kilka dni, nie miłość, tylko nieodparta chęć pocałowania cię i stwierdziłem, że nie mam nic do stracenia, ewentualnie strzelisz mnie w mordę, no więc cię pocałowałem.
   -Na jednym oddechu, chłopie, jestem pod wrażeniem!
        Udaje mi się rozluźnić napięcie między nami. Sama propozycja Samika wydaje mi się być idealna. Amelia prawie do mnie nie pisała, Anto za to aż za dużo. To świetna okazja, by wreszcie się od wszystkiego odciąć.
   -Ty tak z tą propozycją na poważnie?
   -Jeśli nie wierzyć, jak mam cię o tym przekonać?
   -Zastanówmy się… pocałuj mnie jeszcze raz.

-------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że długością wynagrodzę miesięczną nieobecność. Mogę zdradzić, że u Eleny wszystko zaczyna się uspokajać i teraz może być troszkę nudno.

5 komentarzy:

  1. ale fajnie! a najbardziej podobało mi się "czasami żałuję, że cię nie kocham".

    OdpowiedzUsuń
  2. Samik rzeczywiście jej nie kocha, czy to tylko zasłona dymna?? Może się okazać, że można Francuza na Francuza zamienić:)

    OdpowiedzUsuń