czwartek, 28 sierpnia 2014

18. Ku nadziei, która nas trzyma.

    A ton etoile

                    Decyzja została podjęta. Do powrotu do Polski nie było dnia bym o tym nie myślała. Ostatecznie postawiłam wszystko na jedną kartę, wiele do stracenia nie miałam. Właściwie, w Polsce nie czekało na mnie nic dobrego. O relacje z Guillaumem się nie bałam, zachowywaliśmy  się jak przed pocałunkiem. Nie zakochałam się w nim żadnym magicznym sposobem, on raczej we mnie też.
Moje postanowienie zostało przez wszystkich równo zjechane. Rodzice z Miśką mówili, że zdurniałam, Amelia na mnie krzyczała, że Anto nie jest powodem do zostawienia wszystkiego za sobą, nawet Rouzier mnie w tym nie wsparł. Na początku trochę się tym przejęłam, potem jednak stwierdziłam, że nikt za mnie życia nie przeżyje i jeśli chcę się przeprowadzić, to się przeprowadzę. W punktach sporządziłam plan działania. Spotkałam się z właścicielem mieszkania by omówić kwestie z nim związane. Rozwiązałam umowę najmu, która miała obowiązywać od października, to znaczy tydzień po moim wylocie. Udało mi się także dogadać z szefową. Mogłam pracować na odległość, dostając mniejsze tłumaczenia niewymagające mojej obecności w Polsce. W wolnym czasie zajmowałam się unikaniem Antonina i Amelii zapisując, co mogę ze sobą wziąć, co mogę wysłać w paczce a co mogę zawieźć do Lublina. Ostatecznie to wychodziło mi całkiem nieźle, gorzej z nieustannym spotykaniem siatkarzy z Zaksy, które kończyły się przedwczesną tęsknotą za meczami w Azotach.
   -Słyszałem, że lecisz do Argentyny razem z Guillaumem – zagadał mnie raz w sklepie Zagumny. Wiedziałam, że pośród siatkarzy nie jestem anonimową postacią, ale nie spodziewałam się, że wiedzą, co się ze mną aktualnie dzieje i doskonale wiedziałam, czyja to była sprawka.
   -No tak, lecę – potwierdziłam. – Znaczy się, on tam już jest. Dolatuję do niego pod koniec września.
   -Odezwijcie się czasem do nas, jak wam się razem układa.
         Nie zdążyłam zapytać co dokładnie oznacza wyrażenie ‘razem układa’, ale jego sens raczej był oczywisty. Wracając z zakupami do domu pod klatką zobaczyłam siedzącego na ławce Rouziera. Miałam ochotę gdzieś się schować i poczekać aż on pójdzie, ale było już za późno.
   -Czekam na ciebie – mruknął niezadowolony, bez słowa biorąc ode mnie torbę.
   -Super, nie musisz być aż tak uprzejmy i pomocy, jak chcesz mnie znów opieprzyć to proszę, zrób to teraz i idź – powiedziałam. – W ogóle, co to za gadanie, że ja i Samica jesteśmy razem? Czy tobie odwaliło?
   -A co, bez żadnego powodu się do niego przeprowadzasz? Ja mam w to uwierzyć? Nic się nie działo i kiedy wracasz, nagle postanawiasz z nim lecieć?
   -Przestań zachowywać się jakbyś był o mnie zazdrosny.
         Byłam straszliwie zaskoczona własnymi słowami. Co więcej, wyszarpnęłam od Antonina torbę z zakupami i zostawiłam go na schodach. Siadając w salonie poczułam, że jestem w stanie zapomnieć o tym beznadziejnym uczuciu, jakim go darzyłam. Potem jednak walczyłam z próbami wzięcia telefonu w dłoń i zadzwonienia do niego co pokazało mi, że nadal zależy mi na nim zdecydowanie za mocno. Tego wieczoru przyszła też Amelia, ale nie otworzyłam jej. Puściłam wodę w prysznicu i siadłam w łazience czekając aż pójdzie. Nie potrafiłam znaleźć wytłumaczenia mojego irracjonalnego zachowania, właściwie wcale nie chciałam szukać. Przestałam poznawać siebie już dawno temu.
Parę dni później przyjechała Miśka z mamą. Obydwie miały mi pomóc poprzewozić rzeczy  do Lublina, a że trochę tego było, sama nie dałabym sobie z tym z rady.
   -Lenka, naczynia to popakujemy w folie i wyślemy wam – mama nawet nie czekając na odpowiedź zaczęła realizować swój pomysł. – Garnki, patelnie też. O, i obrusy i poszewki na pościel. To trzeba będzie pewnie w dwóch czy w trzech paczkach wysłać, nie szkodzi, wyślemy.
   -Mamo, przestań – podałam jej kubek z herbatą. – Takie rzeczy Samik ma, przecież nie wziął się nie wiadomo skąd.
   -Elena, u mamy ludzie spadają z kosmosu – wtrąciła Michalina, zdejmując książki z regału. – Tobie w paczce trzeba będzie wysłać te wszystkie słowniki i mądre książki o francuskim. Swoją drogą, masz tego zdecydowanie za dużo. I ubrania, raczej wiele nie dasz rady upchnąć do walizki.
   -Z tym to się akurat zgodzę – powiedziałam. Ledwo co wzięłam do rąk album ze zdjęciami, gdy we dwie siadły przy mnie i zaczęły oglądam razem ze mną.
   -Nie tęsknisz za Piotrkiem?  - spytała nagle mama.
   -Nie – odpowiedziałam krótko. – Nie tęsknię.
   -Ale fajną byliście parą – kontynuowała temat. – Myślałam nawet, że weźmiecie ślub. On wie o twoim wylocie?
   -Jeśli wie, co raczej jest mało możliwe, to i tak nic nie zmienia.
   -Elenko, pary tak czasem mają, że się ze sobą przez jakiś czas nie dogadują…
   -Mamo, daj jej spokój – odezwała się Miśka. – Wiedziała co robi, kończąc z Piotrkiem. Nie wyszło im, bywa i tak.
   -I nie mogą według ciebie znów spróbować?
   -To by nie miało żadnego sensu.
   -Skąd wiesz?
   -Czy wy musicie gadać o mnie przy mnie? – jęknęłam.
   -Przynajmniej wiesz, co o tym wszystkim myślimy – odparła szybko Michalina. – Widzisz, w tym akurat się z tobą zgadzam.
          O opinię o rozstaniu z Piotrkiem wyjątkowo nie pytałam nikogo, a wszyscy mieli na ten temat swoje zdanie, szczególnie moja rodzina. O to samo męczył mnie w Lublinie ojciec, przy nalewce starając mi się ‘wyjaśnić’, że wracając do Piotrka wybiję sobie z głowy wylot do Argentyny. Miałam tak dosyć słuchania ich, że rozważałam przyznanie się do rzekomego związku z Guillaumem. To na pewno ułatwiłoby i wyjaśniło wiele kwestii.
                               
               Zostały mi jeszcze cztery dni do wylotu. Siedzę w praktycznie już pustym mieszkaniu pakując ostanie rzeczy, jakie mi w nim zostały. Nagle na przedpokoju pojawia się Amelia. Czy ja kiedykolwiek nauczę się zamykania tych cholernych drzwi?
   -Przestań mnie kurwa unikać.
       Unikam cię na twoje własne życzenie, słoneczko. Tym razem zamykam drzwi i bez słowa prowadzę do salonu.
   -Jak treningi? Jak układa ci się z brązowym medalistą Igrzysk Olimpijskich dwa tysiące dwanaście w Londynie?
   -Elena…
   -Tak właśnie mam na imię, dziwnie, nie? To raczej mało spotykane w Polsce, wiem.
   -Elena, nie leć.
        Amelia siada na podłodze, wyciąga z kieszeni dżinsów chusteczkę i zaczyna ją drzeć na maleńkie kawałki. Super, zaraz będziemy wyć przytulone do siebie. Jeszcze w tle brakuje tylko Ne me quitte pas.
   -Ale ja chcę. Tu mnie nic nie trzyma.
   -A ja? Co ze mną?
   -Nie jesteśmy parą, ty masz Łasko, nim jesteś wiecznie zajęta. Nie chcę dłużej siedzieć sama w domu i okazjonalnie się z tobą widywać bądź słuchać od Rouzierów jak przebiega ciąża Elo Elo i jak bardzo są nią podekscytowani.  
   -Opowiedz mu o wszystkich.
   -Czy ty już zupełnie zgłupiałaś?
   -No co? Jeśli mu powiesz, że się w nim zabujałaś, to może pohamuje gadkę i da ci spokój.
          Czasem naiwność Amelii załamuje mnie do tego stopnia, że zupełnie brakuje mi słów. Na przykład tak jest teraz.
   -Jeżeli ty nie zakochałaś się dodatkowo w Samiku, to ja naprawdę nie wiem, dlaczego tam lecisz. Eli, tutaj jesteś potrzebna.
   -Komu? Tobie, żebyś wypłakiwała się mi w ramię, bo Bartman coś zrobił a Łasko czegoś nie?
  -Dzisiaj nie wyprowadzisz mnie z równowagi i nie sprawisz, że wrócę do siebie.
          A już myślałam…
  -Dobra, Amela, skończmy to – mruczę. - Ja lecę, tam się ogarnę, ty zostaniesz tutaj wić gniazdko z Hłaskiem, Jaśkiem czy Piaskiem czy jak mu tam jest.
  -Miałaś się już z tego nigdy więcej nie nabijać! – Amelia zaczyna mnie mocno łaskotać, a ja próbuję się bronić. Przestaję się tak histerycznie śmiać, bo nagle zaczynam czuć ogromną tęsknotę za Melką, chociaż jest tuż obok i szeroko się uśmiecha.
  -Ami, będzie mi ciebie strasznie brakować – tulę ją mocno, jakbym miała jej nigdy nie zobaczyć. Mam ogromną gulę w gardle, jeszcze chwila, a będę leżeć i płakać. Ugh, już płaczę.
  -Eli, ale już, żadnych mi łez – Amelia przeciera moje mokre policzki kawałkiem rękawa. – Rzeki nie tworzymy, bo się jeszcze potopimy. Tak właściwie, to ja ci strasznie zazdroszczę, wiesz? Zazdroszczę ci tej odwagi, że masz wszystko gdzieś i jedziesz i nie przejmujesz się niczym.
  -W tym miejscu powinnam chyba odpowiedzieć coś mega filozoficznego, ale nie mam pojęcia co dokładnie, więc, no, masz rację. Jeszcze muszę pogodzić się z Anto.
   -Jeżu, Elena, ty się z nim pokłóciłaś? O co?
   -Ogólnie trudno nazwać to kłótnią, ale przyszedł pod klatkę, kiedy byłam w sklepie no i idąc ze mną do mieszkania zaczął coś pierdolić, że wszystko było cacy, i nagle postanawiam wyjeżdżać i coś się musiało stać. No i ja na to odparowałam, że zachowuje się jakby był o mnie zazdrosny i go zostawiłam na klatce i sobie poszłam. Ot, cała historia.
   -Uwielbiam, jak ty coś opowiadasz, ale mniejsza z tym. Może on rzeczywiście się w tobie zaczął bujać, co?
          Elena, nie myśl o niczym zanim ty w ogóle zaczniesz o tym myśleć. Nie myśl o nim, nie myśl, nie myśl…
   -Nie nakręcaj mnie.
   -Przepraszam.
          Przez tę rozmowę postanawiam jak najszybciej pożegnać się z Anto i Élodie. Cały kolejny dzień przygotowuję się na to psychicznie. Łażę po domu i gadam do siebie jakbym mówiła do nich. Bycie naturalną przychodzi mi z trudem, nawet nie potrafię sztucznie się uśmiechać. Decyduję się iść do nich na piechotę, choć ode mnie to kawałek drogi. Kiedy przychodzę, otwiera mi Antonin. Élodie śpi, co nieco ułatwia mi przebywanie w ich mieszkaniu.
   -Tamtego dnia byłaś poddenerwowana. Miałaś kłótnię w pracy, prawda?
          Czy ten człowiek n a p r a w d ę  n i c z e g o  się nie domyślił? Chyba minęłam się z powołaniem i powinnam zostać aktorką. Poważnie!
    -Tak trochę. Nie będę ci o tym opowiadać, ale po tym nie miałam na nic ochoty.
          I wszystko wraca do normy. Parę minut później wstaje Elo Elo i zaczyna się gadka o ich szczęściu i oczekiwaniu na dziecko. Przyzwyczajona do roli kibicującej im przyjaciółki znów się w nią wczuwam i udaję, jak bardzo cieszę się z nimi. Po tej wizycie nie przejmuję się żadnymi pożegnaniami, już nic nie robi na mnie wrażenia. Zupełnie się wyłączam i dopiero na lotnisku w Mar del Placie, idąc w stronę Guillauma, uświadamiam sobie, że wszystko co złe, właśnie się skończyło.


-----------------------------------------------------

Ten rozdział to był taki trochę zapychacz, myślę, że kolejny też może taki być. Potem jak już zacznie się dziać, to będzie działo się do końca.
Po cichu przypominam o załamaniu nerwowym, ostatnio pojawiła się tam miniatura i myślę, że za niedługo pojawi się kolejna.

3 komentarze:

  1. brawo Elenka! to, co ona robi, jest naprawdę odważne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Guma xD
    Wgl Ty tak rzadko piszesz, że ja już sie pogubiłam na początku z kim i gdzie ona jedzie xd
    'Mądre książki o francuskim' xd
    Sylwia, jak ja uwielbiam Twoje teksty - 'Czy wy musicie gadać o mnie przy mnie?' xD
    Cieszę się, że nie kończysz i ze bedzie więcej ich z Argentyny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rouzier to typowy facet! Nie widzi nic poza czubkiem swojego francuskiego nosa. No ale z mężczyznaimi tak jest jak im nie wyłożysz kawy na łąwę to się nie domyślą:)

    OdpowiedzUsuń