Decyzja została podjęta. Do powrotu
do Polski nie było dnia bym o tym nie myślała. Ostatecznie postawiłam wszystko
na jedną kartę, wiele do stracenia nie miałam. Właściwie, w Polsce nie czekało
na mnie nic dobrego. O relacje z Guillaumem się nie bałam, zachowywaliśmy się jak przed pocałunkiem. Nie zakochałam się
w nim żadnym magicznym sposobem, on raczej we mnie też.
Moje postanowienie zostało
przez wszystkich równo zjechane. Rodzice z Miśką mówili, że zdurniałam, Amelia
na mnie krzyczała, że Anto nie jest powodem do zostawienia wszystkiego za sobą,
nawet Rouzier mnie w tym nie wsparł. Na początku trochę się tym przejęłam,
potem jednak stwierdziłam, że nikt za mnie życia nie przeżyje i jeśli chcę się
przeprowadzić, to się przeprowadzę. W punktach sporządziłam plan działania.
Spotkałam się z właścicielem mieszkania by omówić kwestie z nim związane.
Rozwiązałam umowę najmu, która miała obowiązywać od października, to znaczy
tydzień po moim wylocie. Udało mi się także dogadać z szefową. Mogłam pracować
na odległość, dostając mniejsze tłumaczenia niewymagające mojej obecności w
Polsce. W wolnym czasie zajmowałam się unikaniem Antonina i Amelii zapisując,
co mogę ze sobą wziąć, co mogę wysłać w paczce a co mogę zawieźć do Lublina.
Ostatecznie to wychodziło mi całkiem nieźle, gorzej z nieustannym spotykaniem
siatkarzy z Zaksy, które kończyły się przedwczesną tęsknotą za meczami w
Azotach.
-Słyszałem, że lecisz do Argentyny razem z
Guillaumem – zagadał mnie raz w sklepie Zagumny. Wiedziałam, że pośród
siatkarzy nie jestem anonimową postacią, ale nie spodziewałam się, że wiedzą,
co się ze mną aktualnie dzieje i doskonale wiedziałam, czyja to była sprawka.
-No tak, lecę – potwierdziłam. – Znaczy się,
on tam już jest. Dolatuję do niego pod koniec września.
-Odezwijcie się czasem do nas, jak wam się
razem układa.
Nie zdążyłam zapytać co dokładnie
oznacza wyrażenie ‘razem układa’, ale jego sens raczej był oczywisty. Wracając
z zakupami do domu pod klatką zobaczyłam siedzącego na ławce Rouziera. Miałam
ochotę gdzieś się schować i poczekać aż on pójdzie, ale było już za późno.
-Czekam na ciebie – mruknął niezadowolony,
bez słowa biorąc ode mnie torbę.
-Super, nie musisz być aż tak uprzejmy i
pomocy, jak chcesz mnie znów opieprzyć to proszę, zrób to teraz i idź –
powiedziałam. – W ogóle, co to za gadanie, że ja i Samica jesteśmy razem? Czy
tobie odwaliło?
-A co, bez żadnego powodu się do niego
przeprowadzasz? Ja mam w to uwierzyć? Nic się nie działo i kiedy wracasz, nagle
postanawiasz z nim lecieć?
-Przestań zachowywać się jakbyś był o mnie
zazdrosny.
Byłam straszliwie zaskoczona własnymi
słowami. Co więcej, wyszarpnęłam od Antonina torbę z zakupami i zostawiłam go
na schodach. Siadając w salonie poczułam, że jestem w stanie zapomnieć o tym
beznadziejnym uczuciu, jakim go darzyłam. Potem jednak walczyłam z próbami
wzięcia telefonu w dłoń i zadzwonienia do niego co pokazało mi, że nadal zależy
mi na nim zdecydowanie za mocno. Tego wieczoru przyszła też Amelia, ale nie
otworzyłam jej. Puściłam wodę w prysznicu i siadłam w łazience czekając aż
pójdzie. Nie potrafiłam znaleźć wytłumaczenia mojego irracjonalnego zachowania,
właściwie wcale nie chciałam szukać. Przestałam poznawać siebie już dawno temu.
Parę dni później przyjechała
Miśka z mamą. Obydwie miały mi pomóc poprzewozić rzeczy do Lublina, a że trochę tego było, sama nie
dałabym sobie z tym z rady.
-Lenka, naczynia to popakujemy w folie i
wyślemy wam – mama nawet nie czekając na odpowiedź zaczęła realizować swój
pomysł. – Garnki, patelnie też. O, i obrusy i poszewki na pościel. To trzeba
będzie pewnie w dwóch czy w trzech paczkach wysłać, nie szkodzi, wyślemy.
-Mamo, przestań – podałam jej kubek z
herbatą. – Takie rzeczy Samik ma, przecież nie wziął się nie wiadomo skąd.
-Elena, u mamy ludzie spadają z kosmosu –
wtrąciła Michalina, zdejmując książki z regału. – Tobie w paczce trzeba będzie
wysłać te wszystkie słowniki i mądre książki o francuskim. Swoją drogą, masz
tego zdecydowanie za dużo. I ubrania, raczej wiele nie dasz rady upchnąć do
walizki.
-Z tym to się akurat zgodzę – powiedziałam.
Ledwo co wzięłam do rąk album ze zdjęciami, gdy we dwie siadły przy mnie i
zaczęły oglądam razem ze mną.
-Nie tęsknisz za Piotrkiem? - spytała nagle mama.
-Nie – odpowiedziałam krótko. – Nie tęsknię.
-Ale fajną byliście parą – kontynuowała
temat. – Myślałam nawet, że weźmiecie ślub. On wie o twoim wylocie?
-Jeśli wie, co raczej jest mało możliwe, to
i tak nic nie zmienia.
-Elenko, pary tak czasem mają, że się ze
sobą przez jakiś czas nie dogadują…
-Mamo, daj jej spokój – odezwała się Miśka.
– Wiedziała co robi, kończąc z Piotrkiem. Nie wyszło im, bywa i tak.
-I nie mogą według ciebie znów spróbować?
-To by nie miało żadnego sensu.
-Skąd wiesz?
-Czy wy musicie gadać o mnie przy mnie? –
jęknęłam.
-Przynajmniej wiesz, co o tym wszystkim
myślimy – odparła szybko Michalina. – Widzisz, w tym akurat się z tobą zgadzam.
O opinię o rozstaniu z Piotrkiem
wyjątkowo nie pytałam nikogo, a wszyscy mieli na ten temat swoje zdanie,
szczególnie moja rodzina. O to samo męczył mnie w Lublinie ojciec, przy nalewce
starając mi się ‘wyjaśnić’, że wracając do Piotrka wybiję sobie z głowy wylot
do Argentyny. Miałam tak dosyć słuchania ich, że rozważałam przyznanie się do
rzekomego związku z Guillaumem. To na pewno ułatwiłoby i wyjaśniło wiele
kwestii.
Zostały mi jeszcze cztery dni do
wylotu. Siedzę w praktycznie już pustym mieszkaniu pakując ostanie rzeczy,
jakie mi w nim zostały. Nagle na przedpokoju pojawia się Amelia. Czy ja
kiedykolwiek nauczę się zamykania tych cholernych drzwi?
-Przestań mnie kurwa unikać.
Unikam
cię na twoje własne życzenie, słoneczko. Tym razem zamykam drzwi i bez
słowa prowadzę do salonu.
-Jak treningi? Jak układa ci się z brązowym
medalistą Igrzysk Olimpijskich dwa tysiące dwanaście w Londynie?
-Elena…
-Tak właśnie mam na imię, dziwnie, nie? To
raczej mało spotykane w Polsce, wiem.
-Elena, nie leć.
Amelia siada na podłodze, wyciąga z
kieszeni dżinsów chusteczkę i zaczyna ją drzeć na maleńkie kawałki. Super,
zaraz będziemy wyć przytulone do siebie. Jeszcze w tle brakuje tylko Ne me quitte pas.
-Ale ja chcę. Tu mnie nic
nie trzyma.
-A ja? Co ze mną?
-Nie jesteśmy parą, ty masz Łasko, nim
jesteś wiecznie zajęta. Nie chcę dłużej siedzieć sama w domu i okazjonalnie się
z tobą widywać bądź słuchać od Rouzierów jak przebiega ciąża Elo Elo i jak
bardzo są nią podekscytowani.
-Opowiedz mu o wszystkich.
-Czy ty już zupełnie zgłupiałaś?
-No co? Jeśli mu powiesz, że się w nim
zabujałaś, to może pohamuje gadkę i da ci spokój.
Czasem naiwność Amelii załamuje mnie
do tego stopnia, że zupełnie brakuje mi słów. Na przykład tak jest teraz.
-Jeżeli ty nie zakochałaś się dodatkowo w
Samiku, to ja naprawdę nie wiem, dlaczego tam lecisz. Eli, tutaj jesteś
potrzebna.
-Komu? Tobie, żebyś wypłakiwała się mi w
ramię, bo Bartman coś zrobił a Łasko czegoś nie?
-Dzisiaj nie wyprowadzisz mnie z równowagi i
nie sprawisz, że wrócę do siebie.
A już myślałam…
-Dobra, Amela, skończmy to – mruczę. - Ja
lecę, tam się ogarnę, ty zostaniesz tutaj wić gniazdko z Hłaskiem, Jaśkiem czy
Piaskiem czy jak mu tam jest.
-Miałaś się już z tego nigdy więcej nie
nabijać! – Amelia zaczyna mnie mocno łaskotać, a ja próbuję się bronić.
Przestaję się tak histerycznie śmiać, bo nagle zaczynam czuć ogromną tęsknotę
za Melką, chociaż jest tuż obok i szeroko się uśmiecha.
-Ami, będzie mi ciebie strasznie brakować –
tulę ją mocno, jakbym miała jej nigdy nie zobaczyć. Mam ogromną gulę w gardle,
jeszcze chwila, a będę leżeć i płakać. Ugh, już płaczę.
-Eli, ale już, żadnych mi łez – Amelia
przeciera moje mokre policzki kawałkiem rękawa. – Rzeki nie tworzymy, bo się
jeszcze potopimy. Tak właściwie, to ja ci strasznie zazdroszczę, wiesz? Zazdroszczę
ci tej odwagi, że masz wszystko gdzieś i jedziesz i nie przejmujesz się niczym.
-W tym miejscu powinnam chyba odpowiedzieć
coś mega filozoficznego, ale nie mam pojęcia co dokładnie, więc, no, masz rację.
Jeszcze muszę pogodzić się z Anto.
-Jeżu, Elena, ty się z nim pokłóciłaś? O co?
-Ogólnie trudno nazwać to kłótnią, ale
przyszedł pod klatkę, kiedy byłam w sklepie no i idąc ze mną do mieszkania
zaczął coś pierdolić, że wszystko było cacy, i nagle postanawiam wyjeżdżać i
coś się musiało stać. No i ja na to odparowałam, że zachowuje się jakby był o
mnie zazdrosny i go zostawiłam na klatce i sobie poszłam. Ot, cała historia.
-Uwielbiam, jak ty coś opowiadasz, ale
mniejsza z tym. Może on rzeczywiście się w tobie zaczął bujać, co?
Elena, nie myśl o niczym zanim ty w ogóle
zaczniesz o tym myśleć. Nie
myśl o nim, nie myśl, nie myśl…
-Nie nakręcaj mnie.
-Przepraszam.
Przez tę rozmowę postanawiam jak
najszybciej pożegnać się z Anto i Élodie. Cały kolejny dzień przygotowuję się
na to psychicznie. Łażę po domu i gadam do siebie jakbym mówiła do nich. Bycie
naturalną przychodzi mi z trudem, nawet nie potrafię sztucznie się uśmiechać.
Decyduję się iść do nich na piechotę, choć ode mnie to kawałek drogi. Kiedy
przychodzę, otwiera mi Antonin. Élodie śpi, co nieco ułatwia mi przebywanie w
ich mieszkaniu.
-Tamtego dnia byłaś poddenerwowana. Miałaś
kłótnię w pracy, prawda?
Czy ten człowiek n a p
r a w d ę n i c z e g o się nie domyślił? Chyba minęłam się z
powołaniem i powinnam zostać aktorką. Poważnie!
-Tak trochę. Nie będę ci
o tym opowiadać, ale po tym nie miałam na nic ochoty.
I wszystko wraca do
normy. Parę minut później wstaje Elo Elo i zaczyna się gadka o ich
szczęściu i oczekiwaniu na dziecko. Przyzwyczajona do roli kibicującej im
przyjaciółki znów się w nią wczuwam i udaję, jak bardzo cieszę się z nimi. Po
tej wizycie nie przejmuję się żadnymi pożegnaniami, już nic nie robi na mnie
wrażenia. Zupełnie się wyłączam i dopiero na lotnisku w Mar del Placie, idąc w
stronę Guillauma, uświadamiam sobie, że wszystko co złe, właśnie się skończyło.
-----------------------------------------------------
Ten rozdział to był taki trochę zapychacz, myślę, że kolejny też może taki być. Potem jak już zacznie się dziać, to będzie działo się do końca.
Po cichu przypominam o załamaniu nerwowym, ostatnio pojawiła się tam miniatura i myślę, że za niedługo pojawi się kolejna.
brawo Elenka! to, co ona robi, jest naprawdę odważne.
OdpowiedzUsuńGuma xD
OdpowiedzUsuńWgl Ty tak rzadko piszesz, że ja już sie pogubiłam na początku z kim i gdzie ona jedzie xd
'Mądre książki o francuskim' xd
Sylwia, jak ja uwielbiam Twoje teksty - 'Czy wy musicie gadać o mnie przy mnie?' xD
Cieszę się, że nie kończysz i ze bedzie więcej ich z Argentyny <3
Rouzier to typowy facet! Nie widzi nic poza czubkiem swojego francuskiego nosa. No ale z mężczyznaimi tak jest jak im nie wyłożysz kawy na łąwę to się nie domyślą:)
OdpowiedzUsuń