Formidable
W pokoju nie słychać nic oprócz Sigur
Rós dobiegających cichutko z głośników. Manon usypia na moich rękach, chodzę z
nią po pokoju, ona zawsze szybciej usypia, gdy się ją nosi. Jestem w
Kędzierzynie już czwarty dzień a czuję się, jakbym stąd w ogóle nie wyjeżdżała.
Opieka nad Manon jest nieco wyczerpująca. Ogólnie mała ciągle śpi, ale jak się
obudzi, potrafi dać godzinny koncert i niczym nie da się jej uspokoić. Dzisiaj
jest wyjątkowo grzeczna, Anto mówi, że to dzięki mnie. Kiedy na dobre usypia,
gaszę muzykę i siadam w kuchni z Rouzierem. Antonin podaje mi kubek z herbatą,
która już dawno zdążyła wystygnąć.
-Nadal nie odbiera.
Nie chcę łudzić go, że na pewno potem
oddzwoni. Każdego dnia dzwoni do niej po parę razy, jak głupi ma nadzieję, że
ona wróci. Ten widok łamie mi serce jeszcze bardziej niż widok ich razem.
-O której jedziesz jutro do Katowic? –
zmienia temat. – Weźmiesz mój samochód, ja pójdę na trening piechotą.
-Facet pozwala kobiecie wziąć jego samochód,
niesamowite – na to stwierdzenie Anto uśmiecha się, chyba po raz pierwszy od
mojego przylotu. – Okej, jeśli mogę, to skorzystam. Mam nadzieję, że Manon
prześpi całą drogę.
-Powinna, bardzo dobrze znosi podróże
samochodem. Będziesz brała tłumaczenia do domu?
-Tak będzie nam najwygodniej. Jak będę
musiała gdzieś jechać i nie będę mogła jej zabrać ze sobą to też coś
wykombinujemy. Damy radę.
Gadamy jeszcze trochę o organizacji
nadchodzących dni oraz o jego wyjeździe z Zaksą na finały Ligi Mistrzów, potem
idziemy spać. Anto oddał mi swoją sypialnię, sam śpi na kanapie w salonie.
Chciałam się z nim zamienić, ale uparł się. Myślę, że chyba nie chce spać sam w
sypialni, bez Élodie obok. Nie rozmawiam z nim o niej. Właściwie to
rozmawialiśmy na temat ich rozstania tylko w dniu, w którym przyleciałam. Jak
będzie chciał, sam do tego wróci.
Rano budzi mnie gorącą kawą i
świeżymi rogalikami. Zachowuje się tak, jakby nic nigdy się nie stało, zupełnie
nie wygląda na przybitego. Pomagając mi spakować rzeczy, które muszę wziąć dla
Manon do Katowic, oznajmia, że ten wieczór mam tylko i wyłącznie dla siebie,
co jest rzeczą naprawdę miłą. Cóż, przynajmniej nie widzi we mnie tylko niańki…
Kiedy szykuje się na trening, ktoś puka do drzwi. Widzę w nich Fontelesa, który
taksuje mnie wzrokiem od góry do dołu. Co, pierwszy raz widzi nieumalowaną i
niegotową do wyjścia do ludzi kobietę?
-Ty jesteś Elena, tak? – pyta. – Felipe
jestem.
-Tak, to ja, miło poznać – odpowiadam,
wpuszczając go do środka. – Antonin jeszcze się szykuje, może chcesz kawy albo
herbaty?
-Nie, starczy twoje towarzystwo –
Brazylijczyk uśmiecha się szeroko. To miał być tekst na podryw? Anto wychodzi z
łazienki chwilę później, na pożegnanie całuje mnie w policzek, bardzo blisko
kącika ust, po cichu rzucając do Felipe ‘Ona jest moja’. To zdanie, którego
zapewne miałam nie usłyszeć sprawia, że nie mogę przestać kretyńsko się uśmiechać.
Głupia, on powiedział to w żartach,
powtarzam w myślach, zamiast tego krzywo robię kreski na powiekach a
szczoteczka od tuszu dwa razy wypada mi z rąk na umywalkę. Na szczęście skupiam
się na drodze do Katowic, Manon grzecznie śpi, nie budzi się nawet gdy biorę
ją do firmy. Na mój widok z nosidełkiem zbierają się wszyscy moi znajomi, więc
czuję się trochę bardziej niż osaczona.
-Czy ty adoptowałaś córeczkę? – pyta Ewa.
-Co? Elena, to twoja córka?! – podchwytuje
temat Aśka.
-Nie nie nie! – protestuję stanowczo. –
Wróciłam do Polski, bo mój przyjaciel rozstał się z narzeczoną, ona zostawiła
go z dzieckiem dlatego chcę mu pomóc się ogarnąć, tyle. To jego córka, nie
moja.
-A co to za zgromadzenie?
Na dźwięk głosu Amelii uśmiecham się
szeroko. Amela tylko kiwa głową, skutecznie rozpychając się łokciami między
ludźmi.
-No, wiedziałam, że już robisz szoł – bierze
ode mnie Małą. – Lenka, leć do szefowej, potem zejdź do bufetu.
-Gdzie tu jest bufet?
-Na samym dole, znajdziesz.
Skoro
tak skarbie mówisz… Dość szybko znajduję za to nowy gabinet szefowej.
Jeszcze w Argentynie rozmawiałam z nią o całej tej sytuacji, nawet ucieszyła
się, że tu wracam. Ogólnie miałam pracować na takim samych warunkach jak
wcześniej, co bardzo mi odpowiadało biorąc pod uwagę, że teraz "mam" dziecko. Amela
ze swojej roli cioteczki wywiązuje się całkiem dobrze, skoro wchodząc na
stołówkę, nie słyszę płaczu Manon. Dosiadam się do stolika, gdzie czeka na mnie
gorąca herbata i sałatka.
-Zmizerniałaś, żryj.
-Brakowało mi twojej kultury słowa, babo.
Nie mogę się na nią napatrzeć. Kiedy mówię jej
o propozycji Antonina, Amelia od razu zaczyna planować nam cały wieczór, robiąc
przy mnie listę zakupów.
-Nieźle, czwarty dzień, a ty już masz wolny
wieczór – uśmiecha się. – Myślałam, że będziesz kisnąć w domu i nigdzie nie
wychodzić.
-Nigdzie nie wychodzić? – prycham. – A do
sklepu to kto pójdzie, a kto z Manon wyjdzie na spacer?
-Boisz się, prawda?
-Jak cholera. Myślałam, że Zagumny przesadza,
ale chyba jest jeszcze gorzej.
Mam wrażenie, że ludzie wokół nas
podsłuchują, więc zaczynam rozmawiać o czymś innym. Niedługo potem wracam do
Kędzierzyna. W domu przez długi czas nie mogę uspokoić Małej, ciągle płacze,
zmieniałam jej pieluchę, karmiłam, nic. Dopiero gdy włączam muzykę przestaje
płakać, ale nie usypia. Zerkając na zegarek uświadamiam sobie, że Anto skończył
trening i niedługo powinien wrócić. Korzystając z momentu spokoju Manon
odgrzewam mu zupę, w międzyczasie szykując się na wyjście do Amelii. Mija
godzina, dzwonię parę razy do Rouziera, ale ten nie odbiera. Zostawiam mu
wiadomości na poczcie głosowej, wysyłam smsy, i denerwuję się doskonale
wiedząc, w jakim stanie może wrócić do domu. Nie mając innego wyboru biorę
Manon ze sobą.
-Nic nie mów – mruczę, stojąc przed nieco
rozbawioną Amelią.
-Książę Antonin z Zaksy nawalił? – pyta. – Co
tym razem?
-Właśnie nie wiem – odpowiadam
poddenerwowana. – Nie odbiera, bo ma wyłączony telefon. Pewnie poszedł się
najebać. Boże, jestem tak wściekła, że zaraz coś rozwalę.
-Mam wódkę.
-A ja samochód, małe dziecko i
prawdopodobnie gdzieś nawalonego faceta.
-Powiedziałaś to tak, jakby Manon była twoją
córką, a Antonin mężem.
-Nie zaczynaj, nawet nie chcę o tym słyszeć.
Ja ułożę Małą w sypialni, ty możesz zrobić mi herbatę.
Amela daje sobie spokój z docinkami
widząc w jak złym humorze jestem. Manon przez jazdę samochodem usnęła, żeby jej
nie obudzić, zamykam drzwi od pokoju i siadam w salonie, okrywając się kocem.
Znów dzwonię do Anto, znów słyszę ‘Użytkownik jest poza zasięgiem lub ma
wyłączony telefon, prosimy spróbować później’.
-Lena, proszę cię, miej na niego wyjebane
tak jak on ma na ciebie – Melka przynosi kubki z herbatą.
-Mam ci przypomnieć jak to było z Łasko? – spoglądam
na nią poważnie. – Martwię się o niego.
-A ja o ciebie. Strasznie schudłaś, w ogóle
się nie uśmiechasz i już wsiąkasz w życie Rouziera. Zaczynasz żyć jego
problemami i nie skupiasz się zupełnie na sobie, na tym, co dzieje się wokół
ciebie.
-Wcale
tak nie jest.
-Ty tego tak nie postrzegasz. Podchodzisz do
tego wszystkiego zbyt emocjonalnie. Antonin nie jest małym dzieckiem a ty nie
jesteś Matką Teresą.
-Ale ja nie mogę patrzeć, jak niszczy życie
sobie i Manon!
-Nikt go do tego nie zmusza. Jeśli nie daje
rady, to niech zawiesi karierę, wróci do Francji, odpocznie, pójdzie do
psychologa. Co to za chory pomysł obarczać wszystkich dokoła swoimi problemami?
-On potrzebuje pomocy i ja chcę mu pomóc,
rozumiesz?
-On, jak widać na załączonym obrazku, ma w
dupie twoją pomoc. Jak możesz chcieć pomóc komuś, kto sam sobie nie chce pomóc?
Gdyby chciał to by próbował. Jakoś nie widać, by specjalnie się starał. Lenka,
to z jednej strony był super pomysł, że wróciłaś, ale z drugiej boję się, że z
tobą będzie jeszcze gorzej niż przed wyjazdem.
-Guillaume powiedział to samo.
-Bo ma rację. W sumie, nie spodziewałam się,
że zrobi dla ciebie tyle dobrego. Będąc w Argentynie wydawałaś się być naprawdę
szczęśliwa.
-Patrząc na całe moje życie, myślę, że
byłam.
Moja komórka rozdzwania się, jednak na
wyświetlaczu zamiast imienia Rouziera wyświetla się Paweł Zagumny a ja już
jestem przyzwyczajona, że w ostatnim czasie połączenia od Gumy nie zwiastują
niczego dobrego.
-Przyszedł
do mnie nawalony Anto mówiąc, że nie chcesz go wpuścić do domu. Siedzi u mnie w
kuchni i ryczy.
-Przede wszystkim, to mnie w domu nie ma. W
ogóle, jak to się stało, że on się najebał
-Dzwoniła
do niego Élodie, powiedziała, żeby dał jej spokój, więc on poszedł z chłopakami
na piwo.
-Z jakimi chłopakami?!
-Elena, uspokój się, nieważne, z jakimi,
ważniejsze jest to, że on ciągle nie potrafi się ogarnąć.
-Wyślij mi smsem wasz adres, zaraz po niego
będę.
Spojrzenie Amelii pokazuje, że on
dokładnie słyszała moją rozmowę z Gumą.
-Jedź po niego, ja zostanę z Manon. I proszę
cię, weź rzeczy i zostańcie u mnie na noc.
-Chciałam cię o to prosić.
Amelia uśmiecha się pokrzepiająco.
Pospiesznie wychodzę z jej mieszkania i jadę pod dom Zagumnego. Przy bramie
stoi Paweł podpierając Rouziera, który na mój widok zaczyna bełkotać coś w
rodzaju przeprosin.
-Zamknij ryj – rzucam oschle. Pakujemy go do
samochodu trochę jak worek ziemniaków i jedyne, czego chcę, to tego, by nie
zaczął rzygać.
-Elenaaaa, Elenaaa, ja cię przepraszam
bardzooo… - jęczy nad moim uchem. Odpycham jego twarz jednym mocnym machnięciem
ręki. – Elenaaa, ale dlaczego ty mi to robisz, co, dlaczego?
-Nie będę z tobą rozmawiać bo jesteś pijany.
-Nie jestem pijany, tobie się to wydaje
Elena, wy baby wszystkie jesteście takie same, kurwa!
Ani ja, ani Paweł nie zwracamy większej
uwagi na jego pijackie wywody. Dużo większym wyzwaniem jest wniesienie go do
mieszkania tak, by nie narobił hałasu. Kiedy zaczyna wykrzykiwać imię Martin,
Guma zakrywa mu usta. Gdy tylko kładziemy go na kanapie, od razu usypia, dając
mi i Pawłowi czas na rozmowę.
-Dziękuję za pomoc – oddycham głęboko, wolna
od alkoholowego zapachu. – Nie daje sobie z nim rady.
-Nie oczekuję od ciebie cudów. To od niego
oczekuję, żeby zaczął zachowywać się jak facet i wziął odpowiedzialność za
swoje życie. Co z Manon?
-Jest u mojej przyjaciółki, wiesz,
dziewczyny Michała Łasko. Ogólnie rano Antonin powiedział, że mam popołudnie
wolne, więc postanowiłam się z nią umówić. On nie wracał, a ja nie widziałam
się z nią tyle czasu, dlatego musiałam wziąć Małą ze sobą. I wiesz co? Opieka
nad Manon nie sprawia mi kłopotów, ale za to opieka nad Antoninem aż za dużo.
-Antek wymaga dwóch albo i więcej strażników
wokół siebie.
-Ale takich, którzy nie wyciągnął go na
piwo, prawda?
To w żadnym wypadku nie jest śmieszne,
ale śmiejemy się, bo w tej sytuacji pozostał nam tylko śmiech. Pakuję parę
rzeczy do torby, odwożę Pawła do domu i wracam do Amelii. Opowiadam jej całą tą
sytuację nie szczędząc gorzkich słów. Komu jak komu, ale oprócz Guillaumowi
mogę jej to wszystko powiedzieć bez obaw, że dowiedzą się o tym niepowołane
osoby.
-Będzie wpierdol? – pyta.
-Jeśli myślał, że odpuszczę mu to chlanie,
to się mylił – mruczę. – Strasznie się boję, że sama mu nie pomogę.
-Rozmawiałyśmy o tym wcześniej. Lenka, szkoda
twoich nerwów…
-A gdyby Łasko był w takiej sytuacji?
-Zależy od stopnia naszych relacji. Jeżeli
byłaby identyczna sytuacja jak twoja, to
na pewno chciałabym mu jakoś pomóc, ale na pewno nie podporządkowałabym całego
swojego życia jemu. Nie, to wszystko jest bez sensu, Elena, ten człowiek tak ci
namieszał, że dawno powinnaś sobie go odpuścić.
-Chyba nie potrafię.
-No widać.
-Ale nie w takim stopniu, co wcześniej,
teraz to nawet nie nazwałabym tego nawet zauroczeniem. Sam mnie poprosił o
pomoc, dlatego przyleciałam. Gdyby tego nie zrobił, nadal byłabym w Argentynie.
-Jakoś nie chce mi się w to wierzyć, za
dobrze cię znam.
Wzruszam ramionami, nie patrząc na
Amelię. Pewnie teraz w duchu odnosi chwilę triumfu, bo wie, że ma rację, a ja
nie próbuję temu zaprzeczyć. Wystukuję smsa do Guillauma że jest źle, za chwilę
odpisuje ‘Nie jestem zdziwiony. Pogadamy jutro’. Cały czas staram się wyluzować
i przestać przejmować się Antoninem, co średnio mi wychodzi. Od Amelii wracam
dopiero przed południem i tak jak się spodziewałam, zastaję Rouziera w domu, a
nie na treningu.
-Przepraszam –mówi skruszony, gdy wstawiam
wodę na herbatę. – Elena, no powiedz coś.
-W dupę se wsadź to swoje przepraszam –
warczę, odsuwając się od niego. – Wkurwiłeś mnie i to porządnie. Czy ty nie
umiesz kurwa raz dotrzymać zdania? Olałeś mnie i Manon, przede wszystkim ją. Wolałeś
się najebać niż zająć się swoją własną córką, gratuluję.
-Ale było mi źle, bo zadzwoniła do mnie Élodie
i powiedziała, żebym dał jej spokój!
-Wzruszające.
-Mogłabyś przestać się denerwować?! Ty mi tu
przyjechałaś pomóc!
-Wczoraj pokazałeś, jak ci na mojej pomocy
zależy i jak ci na mnie zależy w ogóle. Jeszcze jeden taki wybryk, a zabieram
Manon i oddaję ją Élodie.
-Przecież ona nie chce
Manon!
-Skąd mam to wiedzieć? Nadal nie znam ani
jej wersji, ani całej prawdy o waszym rozstaniu.
-Nigdy byś tego nie zrobiła.
-Chcesz się przekonać?
-Nie poznaję cię.
-Ja ciebie też, jesteśmy kwita.
Anto wyciąga z szafki papierosy, które
od razu zabieram.
-Nie będziesz palił w mieszkaniu, gdzie jest
dziecko. Ogarnij się, zaczynasz być gorzej niż żałosny – rzucam ostro co
powoduje, że Rouzier wychodzi z kuchni. Jeżeli to ma być jedyny sposób
postępowania z nim by cokolwiek zrozumiał, to wcale nie będę się wahać, będę
krzyczeć i go obrażać. Zrobię wszystko, żeby tylko dalej się nie staczał.
---------------------------------------------------------------
Jestem zła, wiem.
Antoś, no co ty robisz tej biednej Elence?
OdpowiedzUsuńWłaśnie sobie wyobraziłam Antka jak przynosi śniadanie do łóżka i..hmmm....:|
OdpowiedzUsuńokurwaLipe!!!!!!!!!! aaaaaa!!!!!!!!! SYSIAAAAA!!!!!
i ich tekst 'pedal' xd JA CHCĘ ZNOWU TAKĄ ZAKSĘ!!!!!!!
Doszłam do połowy rozdziału, a ona jeszcze ani razu z Samikiem nie rozmawiała -.-
Przemowa Gumy o byciu facetem...SYSIA!!!! :|
Antek...jesteś chujowy.
Z tej relacji może wyniknąć coś jeszcze gorszego. Jesli jednak taki sposób Elena znalazła na ogarnięcie Antka, to niech nawet leje go po łbie:)
OdpowiedzUsuńPiszesz tak doskonale , że chyba brak mi słów .
OdpowiedzUsuńCzy mozna tak po cichutku poprosić o kolejny rozdział ?
OdpowiedzUsuńMożna, można :) Postaram się go napisać jak najszybciej, jednak wcześniej planuję wstawić miniaturę na załamaniu nerwowym, na które też zapraszam :) I dziękuję za komentarz, jest mi straszliwie miło :3
Usuń