-Bądź grzeczny.
-O co ci chodzi?
-Ty najlepiej wiesz, o co mi chodzi. Zero
alkoholu i fajek, zrozumiano? Dorosły jesteś, ogarnij się, zadbaj o siebie.
-Świetne rady dajesz.
-Jeszcze jeden sarkastyczny tekst a zaraz
polecisz z Manon do Rosji.
Ostatnio jestem coraz bardziej oschła
dla Antonina, ale przynajmniej dzięki temu trafia coś do jego małego móżdżka.
Siedzimy w samochodzie przed halą i patrzymy się na siebie, trzymając się za
ręce.
-Idź już.
-Wolę zostać z wami.
-My sobie damy radę, ale Zaksa bez ciebie
nie. Nie maż mi się tu więcej. I zadzwoń, jak dolecicie.
Antonin całuje mnie w czoło, spogląda
jeszcze czule na Manon i wychodzi z samochodu. Odwraca się i macha mi na
pożegnanie. Uśmiecham się do niego starając się ukryć niepokój. W domu chcę się
zająć pracą, co nie wychodzi mi najlepiej. Nie mogę się na niczym skupić,
denerwuję się lotem Zaksy jak i finałami Ligi Mistrzów. Manon wyjątkowo domaga
się więcej mojej uwagi niż zwykle, gdy tylko chcę ją położyć, zaczyna płakać.
Noszę ją w chuście po całym mieszkaniu i nawet muzyka nie pomaga jej się
uspokoić. Usypia dopiero późno w nocy dając mi tym samym czas na wzięcie kąpieli.
Leżąc w wannie rozmawiam z Guillaumem, w szczegółach opowiadam mu co działo się
w ostatnich dniach.
-W ogóle, w następnym tygodniu przylatuje
mama Antonina.
-Żartujesz? I co ona chce?
-Po prostu przylatuje no, ma prawo, jest
przecież jego matką.
-Tak, a jak do niej dzwonił żeby przyleciała
i mu pomogła, to miała go gdzieś, to samo jego siostra.
-Skąd to wiesz?
-Ostatnio rozmawiałem na ten temat z
Pierrem. Gdyby któraś z nich przyleciała, on by nawet nie pomyślał, żeby ciebie
tu ściągać. Byłaś jego ostatnią nadzieją, wiesz? Teraz, to oprócz nas, Pierra i
chłopaków z drużyny on nie ma nikogo.
-Ale to wcale nie daje mu pozwolenia na
chlanie do upadłego. Jeśli myślał, że będę to wszystko tolerować, to się
pomylił. Raz mu zapowiedziałam, że wyjadę z Manon.
-Leni, nie za ostro?
-Guillaume, zapowiedziałam wcześniej, ja go
po głowie głaskać nie będę. Jest dorosły, ma tyle obowiązków, nie może
wszystkiego olewać przez tą kretynkę. Ja rozumiem, każdy może mieć trudny czas
w życiu, ale to nie znaczy, że trzeba wszystko mieć serdecznie gdzieś! Ja staję
na rzęsach, żeby mu pomóc, a on i tak ma tę pomoc w dupie. Przyjedzie jego
matka, niech ona teraz wokół niego poskacze, ja zaczynam mieć serdecznie dość.
Chcę do ciebie.
-Ja za tobą też tęsknię. Nadal nie mogę
znaleźć sobie miejsca w mieszkaniu, ciągle mam wrażenie, że nigdzie nie
wyleciałaś. Eli, naprawdę z tobą jest okej?
-Za bardzo mnie wkurwia, żebym się w nim
znów zakochała. Ja tu robię za opiekunkę, a nie za zastępczynię Élodie.
-Nie
robisz tu nawet za opiekunkę, ty po prostu jesteś jego przyjaciółką.
Uśmiecham się, co przez telefon
wyczuwa Guillaume. Gadamy jeszcze przez parę minut a gdy kończymy połączenie,
to ja nie mogę poradzić sobie z jego brakiem przy mnie. W łóżku przekręcam się
z boku na bok, mija naprawdę dużo czasu, nim usypiam. W sobotnie popołudnie
zabieram Manon do Zagumnej, gdzie razem z żoną Gladyra i dziewczyną Wiśni
oglądamy mecz Zaksy. Mała nie daje się wziąć nikomu na ręce, jest spokojna
tylko przy mnie.
-Strasznie się do ciebie przywiązała –
komentuje to ze śmiechem Marina. Kwituję to krótkim śmiechem i zdaniem, że nie
zastąpię jej matki.
-Mogłabyś – mówi Oliwia. – Odzywała się
coś?
-Nie – odpowiadam, speszona słowami
Zagumnej. – Tylko ten raz, do Antonina. Przede wszystkim jest mi szkoda Manon.
Nie rozumiem, między nimi było dobrze, cieszyli się z narodzin dziecka i nagle
co, nic nie jest takie piękne jak było?
-Nigdy bym się czegoś takiego po Élodie nie
spodziewała – odzywa się Kasia. – Ona zawsze się taka fajna wydawała…
-Elena, ja nie wiem, jakby to było bez
ciebie – Oliwia posyła mi ciepły uśmiech. – Zakochajcie się w sobie.
Nie chcąc tego komentować zwracam uwagę
na rozpoczynające się spotkanie. Zaksa przegrywa mecz o finał, choć grali
całkiem nieźle. Właściwie to niezbyt skupiałam się na oglądaniu, za bardzo
analizowałam słowa Zagumnej, które w drodze powrotnej starałam wywalić z mojej
głowy. Do klatki wchodzę ze śpiącą już Manon, powoli przemierzam schody, by jej
nie obudzić.
-Cześć Elena.
Czy
ja kurwa śnię, czy to królowa Élodie? Stoję
zamurowana obecnością Martin.
-Wróciłaś? – pytam bez żadnego powitania. Po
jej minie widzę, że się mylę. – Więc czego chcesz? – pytam ponownie, ale nie
dostaję żadnej konkretnej odpowiedzi.
-Mogę wejść? – tym razem to ona zadaje
pytanie.
-Przecież masz klucze.
-Nie mam, oddałam Antoninowi.
Czuję się kretyńsko. Ta swoista zamiana
ról zupełnie mi nie pasuje, zaczynam mieć ogromne wyrzuty sumienia, choć to nie
ja zrobiłam coś beznadziejnie głupiego. Élodie rozgląda się po mieszkaniu,
wchodzi do sypialni i do walizki pakuje swoje rzeczy.
-Nie chcesz nawet wziąć na chwilę Manon? –
mój ton głosu jest oskarżycielski i chłodny, mam nadzieję, że w ten sposób uda
mi się wzbudzić w niej resztki matczynego instynktu. – Proszę cię, powiedz mi,
co się między wami stało?
Élodie zostawia pakowanie. Siada na
łóżku i przez chwilę zbiera się w sobie, by mi to opowiedzieć.
-Jak urodziła się Manon to zrozumiałam, że nie
nadaję się na matkę ani na żonę. Że wcale moim marzeniem nie jest zakładanie
rodziny. To brzmi strasznie, wiem, ale inaczej nie potrafię tego wytłumaczyć.
Ja na początku chciałam to jakoś pogodzić, tyle że Antonin od razu po
narodzinach Małej zabronił mi bycia modelką.
-Zabronił ci?
-Tak.
-A nie przyszło ci na myśl, że ma w tym
trochę racji? Kobieto, ty naprawdę chciałaś od razu po porodzie wrócić na
wybieg?
-Modelki tak robią.
-Kurwa, myślałam, że chociaż ty w tej branży
masz poukładane, ale jak widać się pomyliłam!
-Jakbyś się czuła, gdyby twój facet zabronił
robić ci to, co kochasz?! Czy ja przez narodziny Manon mam siedzieć do końca
życia w domu?! To on może się rozwijać a ja nie?! Po prostu daj mi zabrać
resztę moich rzeczy.
-Gdzie teraz pójdziesz?
-Dam sobie radę.
Zrezygnowana chcę zostawić Élodie samą.
Kiedy stoję przy drzwiach, słyszę z jej ust krótkie ‘przepraszam’.
-Za co? – odwracam się.
-Za to, jak na ciebie krzyknęłam. I za
wszystko. Wiesz, ja chciałam wrócić, ale gdy tu przyleciałaś wiedziałam, że ty
się nimi lepiej zajmiesz.
-Manon potrzebuje prawdziwej matki.
-Ty już czujesz do niej więcej niż ja
poczułabym przez całe swoje życie.
-Nie mów tak. Nikt ani jej, ani Anto nie
zastąpi Ciebie.
Na pożegnanie Élodie prosi mnie, bym nie
mówiła o jej wizycie Antoninowi. Wzruszam ramionami doskonale wiedząc, że i tak
mu o tym powiem.
Zaksa Ligę Mistrzów kończy na
czwartej lokacie. Anto zostaje wybrany najlepszym atakującym, chociaż to on
psuł akcje w najważniejszych momentach. Przeraża mnie myśl, że będę musiała go
pocieszać, powiedzieć o wizycie Martin i jeszcze znosić jego matkę. Za namową
Amelii podczas wizyty Madame Rouzier przeprowadzam się do niej, na co jak na
wiadomość o zabraniu reszty rzeczy przez Élodie Anto reaguje dość źle.
-Ty też chcesz mnie zostawić? – pyta bliski
płaczu i rozmiękczenia mojego nieźle rozwalonego serca. Staram się mu to w
miarę logicznie wytłumaczyć, że powinien sam, beze mnie, naprawić swoje relacje
z matką, tyle że on w kółko powtarza ‘Ale ja cię potrzebuję’. Po kryjomu
wysyłam Guillaumowi smsa z prośbą o pomoc i rzeczywiście interwencja Samika
daje efekt. Nie biorę ze sobą dużo, z resztą Anto mi zbytnio nie pozwalał
zabrać choć obiecałam mu, że wrócę. Jadę do pracy z Amelą, czuję się aż za dziwnie
swobodna, a ruch w pracy po raz pierwszy mi nie przeszkadza. Mam dwa spotkania,
nawet chcę wziąć kolejne, ale Amelia ze śmiechem przypomina, że na dziś koniec
pracy.
-Czuję się jakbym wróciła z urlopu
macierzyńskiego – mruczę, wsiadając do jej samochodu. Kontrolnie dzwonię do
Antka z zapytaniem o Manon, kiedy słyszę, że wszystko w porządku a Małą zajmuje
się właśnie jego matka, postanawiam wyluzować. Melka na wieczór dzwoni po
Łasko, ten postanawia zabrać jeszcze chłopaków z drużyny. – Boże, będzie
Kubiaczek, będzie zabawa – uśmiecham się szeroko przypominając sobie moje
rozmowy z siatkarzem. Robimy małe zakupy, potem we dwie kręcimy się po kuchni,
ciągle się wygłupiając.
-Jednak do końca nie zwariowałaś – mówi
Amelia. – Bałam się, że to ‘macierzyństwo’ i robienie za… nieważne, cieszę się,
że wcale cię to nie zmienia.
-Jest w porządku – przytakuję. Chłopaki
przychodzą punktualnie, wyjątkowo na widok Kubiaka strasznie się cieszę. – Znów
przytyłeś! – wyskakuję z kuchni, szczerząc się do Wrażliwca.
-Znów się zaczyna – kręci głową. – Mogłabyś
ją trzymać ode mnie z daleka? – zwraca się do Amelii, która tylko wzrusza
ramionami.
-Wybacz, zbyt zabawnie się was słucha –
odpowiada i wita się z dziewczyną Polańskiego. Więc łażę za Kubiakiem i rzucam
kolejnymi uwagami w jego stronę, co bawi całe towarzystwo, nawet i posępnego
bohatera moich ‘żartów’. Bawię się naprawdę dobrze, nikt i nic mnie nie
irytuje, dopóki z moim telefonem nie przylatuje ucieszony Wrażliwiec.
-Chyba komuś skończyła się wolność – kpi.
Zabieram mu komórkę i zamykam się w sypialni Amelii, chcąc na spokojnie odebrać
połączenie od Antonia. Od razu w tle słyszę głośny płacz Manon, domyślam się,
jak jest więc powód telefonu Rouziera.
-Przyjdziesz? - pyta. Pewnie, jestem w sytuacji bez
wyjścia, muszę iść. Amelia dosadnie to komentuje, za to Kubiak zaskakuje mnie
propozycją odprowadzenia, ‘przecież nie będziesz sama łaziła po mieście o tej
porze’.
-Rzuciła cię dziewczyna czy za dużo wypiłeś?
– patrzę na niego pytająco. – Niedługo wrócę – dodaję i bez słowa pożegnania wychodzę.
Do Rouziera docieram wyjątkowo szybko. Manon nadal płacze a Anto chyba jest
bliski pójścia w ślady za nią. Biorę ją od niego, mruczę cichutko, powoli
spacerując po całym mieszkaniu. W kuchni oparta o parapet stoi matka Rouziera.
-Dobry wieczór – uśmiecham się.
Najwidoczniej jej wieczór wcale nie jest dobry, bo nie odpowiada mi nic, mija
mnie nie mówiąc ani słowa. Miła, nie ma co. Za chwilę wraca i mierzy mnie
wzrokiem od góry do dołu.
-Źle pani trzyma dziecko – mówi chłodno. Naprawdę? – Widzę, że nieźle okręciłaś
sobie wokół palca i Antonina i Manon. Gratuluję. Nie możesz mieć swojej
rodziny, że mojego syna się trzymasz?
-Nie będę mówić, kto nie potrafił uspokoić
Manon – odpowiadam równie chłodnym tonem. – A, tak przy okazji, to nie ja
miałam Antonina gdzieś, kiedy potrzebował wsparcia. To nie ja powiedziałam mu,
żeby radził sobie sam, prawda? Kojarzy to PANI skądś?
-Co ty możesz wiedzieć o byciu matką?
-Wychodzi na to, że wiem więcej niż pani.
Jakimś cudem trzymam nerwy na wodzy. W
sypialni siedzi Anto, patrzy, jak kładę śpiącą Manon, po czym podchodzi do
mnie.
-Przepraszam za nią – szepcze. Stoimy
zdecydowanie za blisko siebie, spuszczam głowę by nie musieć patrzeć się mu w
oczy. – Mama wraca jutro wieczorem – kontynuuje, delikatnie podnosząc mój
podbródek do góry. – Wrócisz?
-Przyjdę do Manon, nie będziesz musiał jej ciągnąć – uśmiecham się. Antonin
całuje mnie w kącik ust, szepcze do ucha ‘Kocham cię za to wszystko, co dla
mnie robisz’ sprawiając, że u Amelii dorównuję w piciu chłopakom, byleby
wywalić myśl, że może jednak coś między nami mogłoby być.
--------------------------------------------------------------------
Ten rozdział należy się Anonimowi z ostatniego odcinka.
A tak poza tym, to odsyłam na je-te-retrouverai.blogspot.com.
nie, Elena, ty się już w nim nie zakochuj, bo problem będzie. a madame Rouzier niech się w ogóle nie odzywa. (a co ten miś taki nagle chętny do pomocy?)
OdpowiedzUsuńAnto mógłby się czasami ugryźć w język, a jego matka strasznie kogoś mi przypomina, ale gruby Kubiak zawsze spoko sis!
OdpowiedzUsuńHmm...opowieści o Zaksie to najlepsze opowieści! Jejciu, jak to się czadersko rozkręciło!:D
OdpowiedzUsuńAnto jest uzależniony od tej dziewczyny, a może nawet ją kocha;) tylko jeszcze o tym nie wie:)
OdpowiedzUsuń