Here with me
Jest mi niedobrze. Pośpiesznie pakuję
swoje rzeczy do walizki i nie daję dotknąć się Antoninowi, który próbuje mnie
powstrzymać. Decyzja zapadła, nie ma tu jeszcze czego wyjaśniać.
-Lena, proszę cię…
-Lepiej nic już nie mów.
-Gdzie ty teraz pójdziesz? Zostań, dogadajmy
się…
-Pójdę gdziekolwiek, najlepiej z dala od
ciebie.
Chcę wyjść z sypialni do łazienki po
kosmetyki, ale Rouzier zastawia mi drogę w drzwiach.
-Odsuń się.
-Nie, dopóki nie porozmawiamy.
-O czym ty chcesz kurwa rozmawiać, o czym?!
Nie wytrzymuję. Nie potrafię dłużej
trzymać nerwów na wodzy, gdy czuję się tak źle, jak jeszcze nigdy się nie
czułam.
-Wiesz, co ci powiem? Że czekałam na ciebie
jak ostatnia idiotka. Od dawna się w tobie kochałam, ale dla ciebie ważna było
tylko Élodie i Élodie! Nie było spotkania, w którym byś o niej nie wspomniał.
Wyjazd do Argentyny był wyjazdem przed tobą, bym nie musiała już dłużej
wysłuchiwać tych ckliwych opowieści o waszym szczęściu. I kiedy udało mi się
poradzić sobie z tym, co do ciebie czułam, twoja jedyna, wyśniona miłość dała
ci kopa, poczułeś się samotny i nieszczęśliwy, więc przypomniałeś sobie o mnie.
Ja jak głupia poleciałam do ciebie żeby ci pomóc, starałam się w tobie znów nie
zakochać, ale nie, ty musiałeś ciągle mi mówić, jak bardzo jestem dla ciebie
ważna i beze mnie twoje życie nie ma sensu! Uwierzyłam, że rzeczywiście między
nami może coś być, że w końcu jestem z kimś, dla kogo naprawdę coś znaczę. Jak
widać się pomyliłam. Dlatego nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej i daj mi
wyjść.
Mój monolog musiał wywrzeć na nim
wrażenie, bo więcej mnie nie zatrzymuje i pozwala odejść. Biorę pierwszą
taksówkę z brzegu i proszę, by taksówkarz podrzucił mnie pod hotel, w którym
wcześniej już parę razy byłam. Biorę pokój, zamykam się, wyłączam telefon i
bezsilnie kładę się na łóżko. Wyję. Ja nie płaczę, ja wyję, bo teraz dopiero
wiem, co to odrzucenie. Dopiero teraz wiem, co to znaczy kochać, ale nie być
kochanym. Rozsypało się wszystko, co z takim uporem byłam gotowa budować i na
czym tak mi zależało. Jestem sama. Nie ma przy mnie nikogo, jestem tylko ja i
mój ból, z którym nawet nie próbuję walczyć. Jeżeli piekło dla każdego wygląda
inaczej, to ten stan jest piekłem. Co ty sobie wyobrażałaś kretynko, że
będziecie żyć sobie długo i szczęśliwie, że ona nie wróci by odzyskać swoje
dawne życie? Znów, albo jak zwykle sama. Kurwa, jak trzeba być tępym żeby sobie
powtarzać by się nie przywiązywać, a potem i tak to zrobić? ‘’Ja też chcę do niej wrócić’’, to wracaj, proszę bardzo, nic cię
przy mnie nie trzyma! Świetnie bawiłam się jako zastępczyni Élodie, fajnie, że
już jej się wszystko odmieniło i chce zostać twoją żoną i matką Manon!
Powodzenia, powodzenia… Mam dość ciągłego układania na nowo mojego życia.
Wcześniej miałam chociaż z czego je odbudowywać, a teraz? Nie mam nic.
Mieszkania, pracy, bo zrezygnowałam by szukać czegoś w Cannes. Nie patrzyłam
się na siebie, patrzyłam się na niego, by on był szczęśliwy. I co mi po tym?
Oprócz wielogodzinnego płaczu nic. Nie mogę nawet zasnąć, zakładam okulary
przeciwsłoneczne chociaż jest prawie północ i idę do najbliższego sklepu po coś
przeciwbólowego i coś na sen. Wracam, łykam parę tabletek na raz, ale
upragniony sen szybko nie przychodzi. Za to po południu budzi mnie głośne
pukanie do drzwi. Podejrzewam Antonina, więc nie otwieram, zaciskam zęby na
poduszce, żeby się nie rozpłakać.
-Leni, proszę cię, otwórz!
Antonin nigdy nie powiedział na mnie
Leni, tylko Guillaume tak na mnie mówi. Po cichu wstaję z łóżka z obawą, że
Samica nie jest sam. Lekko uchylam drzwi i z ulgą widzę, że jednak nie, moje
obawy nie są uzasadnione. Guillaume wślizguje się do środka i od razu mocno
bierze mnie w ramiona.
-Jak mnie tu znalazłeś? – pytam.
-Wiedziałem, że w tym hotelu się wcześniej
zatrzymywałaś. Recepcjonistce wcisnąłem kit, że zepsuł mi się telefon a jestem
z tobą umówiony, no i podała mi numer pokoju, w którym się zatrzymałaś. Wsiadłem
w samochód od razu po telefonie Antonina – wyjaśnia. – On cię wszędzie szukał…
-Nie mów mi o nim nic – odwracam wzrok.
Samik tuli mnie jeszcze mocniej, ale nawet jego obecność nie może mnie
uspokoić. Nie chcę odpowiadać na pytania, nie chcę, by zabierał mnie ze sobą do
Cannes, ale on jest nieugięty.
-Jego tam nie będzie – powtarza cierpliwie
po raz kolejny, ale mnie to nie przekonuje. – Elena, chyba nie masz zamiaru
spędzić tu reszty życia!
-Ja nie wiem, co ja mam zamiar zrobić z tą
resztą życia – prycham, wyrywając się mu. – Raz mi pomogłeś, potem cię nie
posłuchałam, dlatego naprawdę nie musisz się mną przejmować.
-Nie chrzań głupot, zbieraj się, jedziesz ze
mną. I tak, muszę się tobą przejmować bo mi na tobie zależy. Obiecałem ci, że
cię nie zostawię samej i choćby nie wiem, co się działo, nie zrobię tego.
Kapituluję. Ogarniam się i pozwalam
Samikowi wziąć moje walizki. Prochy jeszcze działają, bo po wyjechaniu z Paryża
znów usypiam i Guillaume budzi mnie dopiero, gdy dojeżdżamy na miejsce.
-Masz więcej nie brać żadnych tabletek na
sen – rzuca oschle, wypakowując moje rzeczy z bagażnika. Wzruszam ramionami i
wlokę się za nim do mieszkania. Wchodzę pod prysznic, puszczam wodę i stoję
tak, nawet nie wiem ile. Guillaume
wyważa drzwi myśląc, że skoro tyle nie wychodzę to na pewno sobie coś zrobiłam.
Szczerze, nie mam siły żeby sobie cokolwiek zrobić, nie mam siły na nic.
Kolejne trzy dni spędzam w łóżku, praktycznie z niego nie wychodząc. Prawie nie
jem, nadal nie włączyłam telefonu, z Samikiem nie rozmawiam, ale i on się nie
narzuca. Co jakiś czas przychodzi i pyta, czy czegoś nie potrzebuję, odpowiedź
jest ciągle identyczna. Nie płaczę, po prostu leżę, co raz usnę na trochę,
potem znów się wybudzam. Nie myślę o niczym, bo boję się myśleć o tym, co mam z
tym wszystkim zrobić. Zwątpiłam, że w życiu czeka na mnie jeszcze coś dobrego.
-Cześć, Lena.
Przy drzwiach stoi Amelia, a za nią
Guillaume. Samica zostawia nas dwie w pokoju, słyszę, jak wychodzi z
mieszkania.
-Zadzwonił do mnie od razu, gdy tu
przyjechaliście. I jestem.
Jej obecność wcale mnie nie cieszy.
Wolę być sama, niż dodatkowo słuchać trucia Amelii o tym, jaka jestem
beznadziejna i że to moja wina, a tak będzie. Zawsze tak jest.
-Nie musiałaś przyjeżdżać.
-Właśnie widzę, jak nie musiałam. Wstawaj z
tego łóżka.
-Nie chcę.
-Ja pierdolę, Elena, rozumiem, że ci się nie
udało z Antoninem, ale nie musisz teraz robić z siebie cierpiętnicy!
-Ty nic nie rozumiesz!
-Zacznijmy od tego, że ja ciebie od dawna
przestałam rozumieć. Zmieniłaś się nie do poznania.
-Dobrze, że ty przy swoim idealnym facecie
jesteś ciągle taka sama.
-Jestem. Wstawaj i przestań się nad sobą
użalać. Nikt ci nie kazał się w to pakować.
I tyle by było z rozmowy z Amelią.
Wychodzi, siada w kuchni i zapala papierosa. Niechętnie wysuwam się spod kołdry
i dołączam do niej. Papieros nie przynosi żadnego ukojenia, tak samo jak
delikatny uścisk dłoni Amelii.
-Wszystko spieprzyłam – mruczę, krztusząc
się dymem. – Dosłownie wszystko.
-To nie twoja wina – Przybyszewska ma
zupełnie inny ton niż wcześniej. – Nie mogłaś przewidzieć, że tak się to
potoczy.
-Ja to nawet przewidywałam, wiesz? – strącam
popiół do popielniczki. – Zanim przyleciałam z Argentyny to był taki
scenariusz. Czuję się beznadziejnie. Czuję się z tym wszystkim zupełnie sama.
-Lenka, skarbie, masz mnie, Guillauma…
-Nie. Nie mam. Oboje mówicie, żebym się
wzięła w garść kiedy ja nie potrafię i nie wierzę, że wszystko się ułoży, bo
się nie ułoży. Tu się nie ma co układać.
-Rozstanie nie jest końcem świata.
-To akurat dla mnie jest. Udało mi się mieć
wszystko, czego tak strasznie chciałam, a teraz nie mam nic. Nie wiem, co chcę
dalej ze sobą zrobić. Chyba wrócę do Polski. Po raz enty zacznę wszystko od nowa,
skoro to tak bardzo lubię, może zakocham się w kolejnym siatkarzu. Co powiesz
na Bartmana? Albo wiem, Ignaczak! Mnie tak bardzo ciągnie do zajętych facetów…
Nie kryję łez. Chowam się w ramiona
Amelii, przez płacz nie mogę oddychać, ani się uspokoić. Z tego płaczu usypiam
i budzę się parę minut przed powrotem Guillauma. Słyszę, jak coś szepcze z
Amelią, zaciekawiona wstaję i idę do nich.
-Powiedz jej – mówi cicho Amelia do
poddenerwowanego Samicy.
-O czym masz mi powiedzieć? – podchwytuję temat.
- Élodie wcale nie chce wrócić do Rouziera.
Dzwoniła do niego, żeby się spotkać, bo chciała powiedzieć mu prosto w twarz,
żeby sam ochrzcił Manon.
-----------------------------------------------------------------------
Jeszcze dwa do końca.
I ja chyba naprawde nie wiem co mam napisac . Bo tak trochè mocno kibicuje Anto i Elenie, ale no kurcze przecież on krzywdzi ja zbyt mocno . Bo jak moze chcieć wrocic do Elodie, ktora po raz kolejny dała mu do zrozumienia ,że On i Manon jej nie interesują . A Elena chyba byłaby szczęśliwsza z Samikiem , prawda ? Oj strasznie nam komplikujesz :)
OdpowiedzUsuńElena powinna być z Samikiem!
OdpowiedzUsuńja też myślę, że Elena powinna być z Samikiem, a Antoś jest niedojrzały. mimo wszystko ona się nie może poddawać, tylko być dla siebie i nie uzależniać swojego życia od innych.
OdpowiedzUsuńod początku mówiłam, że Anto to frajer!
OdpowiedzUsuńza to love Samik! <3
Mozemy poprosic o cos nowego ? :)
OdpowiedzUsuńJeżu jakieasdfihgl;kkgrtm,njhcdfosekjdgnfad LENI!!!! GIJOM!!!!!!!GIJOOOOM!!!!!!
OdpowiedzUsuńTaa, wcisnął recepcjonistce kit, pewnie ją zbajerował od góry do dołu i wszystko by my dała gdyby tylko poprosił xD
Hahaha – wyważa drzwi <333333 jaki kochany! :’)
Jejku, wydaje mi się, że bym się załamała jakby moja przyjaciółka do mnie tak przyjechała. Tzn...wydaje mi się, że w takie sytuacji po prostu wolałabym być sama też.
‘Udało mi się mieć wszystko, czego tak strasznie chciałam, a teraz nie mam nic.’ – to i ten początek rozdziału, który mówi o jej uczuciach to po prostu mistrzostwo!! Strasznie mi się to podobało!
Phahahahahaha! Serio!? TYLKO MI NIE MÓW, ŻE ONA DO ROUZIERA WRÓCI!